Majteczki w kropeczki na kwasie

Dziś prasę obiegła wieść, że zespół Bayer Full podpisał kontrakt na sprzedaż 67 milionów płyt w Chinach, jak to zgrabnie ujął „Dziennik Gazeta Prawna”. Podejrzewam, że ziarnem prawdy w tej wiadomości był news agencyjny sprzed półtora miesiąca, w którym grupa Bayer Full chwaliła się, że planuje sprzedać tyle nośników. Być może nikt dotąd ich nie poinformował, że Chiny to głównie czarny rynek, a oficjalna sprzedaż płyt w tym kraju porównywalna jest z tym, co mamy nad Wisłą. 20 tysięcy to (dokładnie tak samo jak u nas) próg pozwalający zdobyć platynową płytę zagranicznemu wykonawcy – przy pewnej, hm, różnicy w wielkości populacji obu krajów. A zatem BF chce na tym trudnym rynku zdobyć płytę ponad trzy tysiące razy platynową. Wiadomość już podchwyciła Wikipedia. Rozumiem, że gdyby Świerzyński obwieścił, że jutro leci promować Bayer Full w kosmosie, to w gazetach daliby to na czołówkę.  Zastanawiam się też nad sankcjami, jakie powinny się znaleźć w kontrakcie na wypadek, gdyby 67 milionów płyt, na które się zespół zobowiązał, jednak nie zeszło. Ja proponuję, żeby w wypadku komercyjnej plajty Świerzyński musiał do końca życia słuchać High Wolf.

O, bo to jest zespół, który robi karierę na Dalekim Wschodzie. Wprawdzie nie w Chinach, tylko w Japonii, ale i to przecież duży i bardzo chłonny rynek. High Wolf to podobno Francuzi, ale grają muzykę, która nie bardzo komponuje się z wołowiną po burgundzku i pinot noir. To mocna, plemienna psychodelia z fali, która wydała na świat Vibracathedral Orchestra, Jackie O-Motherfucker, Sun Araw czy Pocahaunted, niedaleko stylistycznie od mojego ulubionego Natural Snow Buildings, choć HW są znacznie mocniejsi i bardziej osadzeni rytmicznie. To skrajny prymitywizm przesiąknięty ludowością, który działa na organizm – tak podejrzewam, choć nie próbowałem – jak „Majteczki w kropeczki” na kwasie (a może ktoś próbował i chciałby się podzielić wrażeniami podróży w głąb słowiańskiej duszy?). Nie ma sensu słuchać tego na wyrywki, pierwszy utwór może się wydać odrzucającym bełkotem, ale w całości rzecz działa. „Prius” w klimacie ostrej nerwicy i repetytywny „Bummer of Beauty” to dwa najlepsze momenty na płycie.

HW współpracują nawet z Neilem Campbellem z VO i Astral Social Club w innym przedziwnym projekcie Iibiis Rooge. Ich album można sobie sprowadzić z Japonii i podejrzewam, że przyjdzie szybciej niż albumy Bayer Full sprzedadzą się w 67 milionach kopii. Chyba że wyprzedał się już limitowany – jak zwykle w takich wypadkach – nakład.

Tak przy okazji – Chińczycy (Hanggai, Mamer) grają w tym roku na Skrzyżowaniu Kultur. Warto się nimi zainteresować, tym bardziej, że oni robią w Europie karierę realną, a nie tylko wirtualną.

HIGH WOLF „Shangri L.A.”
Moamoo/Art Union 2010
7/10
Trzeba posłuchać:
„Prius”, „Bummer of Beauty”. Poniżej fragment paryskiego koncertu High Wolf, a jeszcze niżej – jedno z najlepszych nagrań na płycie.

02. prius by Moamoo