Trzy głębsze

Wacław Zimpel nagrał sesję w londyńskich studiach BBC (z poetką Belindą Zhawi i Forest Swords – całość będzie można odsłuchać w czwartek na antenie), a We Will Fail ma entuzjastyczną recenzję w „The Wire” (w tym samym numerze można przeczytać o nowym wydawnictwie Martyny Poznańskiej), ale styczeń wygrał Fischerle – przynajmniej pod względem szerokości zaproponowanej oferty. Od dawna stale zaglądam do świata warszawskiego producenta, więc i teraz, po kilku tygodniach od premiery jego trzech opublikowanych w styczniu wydawnictw, kilka słów o tym potopie twórczym – to muzyka operująca w dość głębokich, basowych rejestrach – opakowanym i sprzedawanym pod trzema różnymi etykietkami.

FISCHERLE Beard & Parachute, Pointless Geometry 2018, 7/10
Na początek solowa kaseta Fischerle, czyli Mateusza Wysockiego, którą prawdę mówiąc kupiłbym nawet dla okładki (to coś, co ją wiąże ze współprowadzoną przez Wysockiego – drugim jej twórcą jest Leszek Nienartowicz – wytwórnią Pawlacz Perski, wizualnie znakomitą). Samo wydawnictwo elektroniczne i jak zwykle mocno podszyte dubem. W pierwszej części oparte na rozklekotanych rytmach, które już gdzieś u tego artysty słyszałem – i w których trochę brakuje mi napięcia. To ostatnie pojawia się w kolejnych utworach. Najpierw w dwóch silnie nasączonych dubem kompozycjach Ooz’ i In the Background, które mogłyby razem tworzyć strony A i B jednego singla – to drugie spodobać się powinno szczególnie tropicielom wątków techno-dubowych w muzyce Wysockiego. Toxic Beard wydaje się niezłą syntezą jednego z drugim, choć wycisza zbyt raptownie, Comb Among Thieves przynosi nastrój niepokoju, a nawet grozy, jak gdyby ktoś kości z utworu Shackletona zechciał ułożyć po swojemu. Zresztą wspomniana okładka – pełna odniesień do popkultury – przynosi zarazem skojarzenia z takim nie do końca na poważnie odbieranym światem horroru. Nawet automat Google podpowiada mi: Image may contain people smiling. Całość – biorąc jeszcze pod uwagę wykręcone, ale mniej skomplikowane formalnie Sentence, robiące wrażenie utworu wyimprowizowanego na żywo – brzmi niczym zestawienie kompozycji nagrywanych w dłuższym odcinku czasowym. Jeśli tak jest, to słychać w tym dalszą ewolucję i nie martwię się o kolejny album Wysockiego.

IFS Manifold Basketball, Crónica 2018, 6/10
Z mniejszą pewnością podchodzę do duetowego materiału Fischerle z Krzysztofem Ostrowskim (występuje jako Freeze i reprezentuje bydgoską scenę elektroniczną – tu nie chodzi o CKOD) wydanego dosłownie kilka dni później w portugalskiej Crónice pod szyldem Ifs. To króciutki album z wypełniającymi przestrzeń, a może raczej kreślącymi i projektującymi własną przestrzeń kompozycjami. A właściwie najwyraźniej improwizacjami, bo o ile poprzednio, przy solowej kasecie Wysockiego, można się było zastanawiać, co zaplanowane, a co spontaniczne, tutaj interakcja między dwoma znającymi się dobrze muzykami wydaje się mieć znaczenie kluczowe. Swoją dźwiękową przestrzeń Ifs rozpinają na kilku planach – mamy drobne zakłócenia/trzaski na pierwszym, czasem gęste skupiska filigranowych dźwięków, a szersze syntetyczne pejzaże z tyłu. Do tego dużo echa, być może sugerującego jakiś rodzaj nawiązania do muzyki ze studiów eksperymentalnych, ale zarazem też da się tu odczuć momentami poczucie braku konkretnego kierunku. Błądzenie bywa zaletą, tu przynajmniej jest się w czym zgubić, ale za to pewnie na końcu nie każdy się w tej muzyce odnajdzie. W całości nie jest to również rzecz do słuchania rano czy po południu, pewnie też nie w pracy. Najlepszym fragmentem wydaje mi się oniryczne Three-Point Shot Captured in Slow Motion z pogłosami niczym w jakimś korytarzu ze szkła.

MECH Sub-Clouds, Pawlacz Perski 2018, 8/10
Zalety jednej i drugiej produkcji, czyli i wyobraźnię brzmieniową, i koncentrację na sugestywnej formie, przynosi kaseta duetu Mech, kolejnego, tym razem tworzonego przez Mateusza Wysockiego z Michałem Wolskim (odpowiedzialnym też za mastering solowego materiału Beard & Parachute). Tego posłuchać już nie tylko można, ale wręcz trzeba – to muzyka potężniejsza, oparta na mocniejszej bazie basowej, ale nietaneczna, raczej już konsekwentnie wsysająca, hipnotyzująca słuchacza. Jej pozorny minimalizm ulatuje, gdy wsłuchać się w to, jak konsekwentnie autorzy nakładają tu na siebie kolejne warstwy dźwiękowe – choćby w najdłuższym utworze Spectral Vortex, który zdaje się schodzić coraz niżej i coraz głębiej w tonalnym spektrum. Światy muzyczne Wolskiego i Wysockiego nie po raz pierwszy okazują się idealnie komplementarne, a całość wydaje się monolitem bez niepotrzebnych szwów i fastryg. Dodatkowo Sub-Clouds mówi coś o drugiej stronie działań głównego bohatera dzisiejszej notki – jako wydawcy. Bo lubię Pawlacz nie tylko za okładki – imponująca jest w tych publikacjach jakość oferty – prawie nie zdarzają się tu kiksy, trudno mi wskazać jedną odstającą od reszty płytę. Dlatego Fischerle pewnie wie, co robi, decydując się na taką serię strzałów. A już na pewno wiedział, co robi, rezerwując album Mchu dla swojego labela. Choć oczywiście wyobrażam sobie, że dla kogoś innego hierarchia tych nowych wydawnictw będzie zupełnie inna.