Dlaczego Adele wygrała z Beyonce?

Odpowiedź na to pytanie jest tak prosta jak odpowiedź na pytanie, kto oddaje głosy podczas przyznawania nagród Grammy. I powinna być stosunkowo oczywista nawet dla tych, których irytuje fakt, że brytyjski album białej wokalistki, świetnej, ale reprezentującej bardzo tradycyjny styl, wygrywa z płytą, która jest mozaiką tego, co aktualnie dzieje się w muzyce popularnej, a do tego niesie opowieść zanurzoną w najnowszej historii Ameryki. Ta odpowiedź zawiera się zasadniczo w jednym zdaniu: Adele sprzedała w Stanach Zjednoczonych w trzy dni tyle, ile Beyoncé sprzedała w ciągu roku, czyli nieco ponad 2 mln egzemplarzy ostatniej płyty.

5 statuetek Grammy dla Adele i tylko 2 (przy 9 nominacjach) dla Beyoncé to nie jest oczywiście dowód na to, że Grammy zawsze odnotowuje tylko mechanicznie wysokość sprzedaży. Ale głosują reprezentanci przemysłu muzycznego, którzy cieszą się z przełamującej się – po latach spadków – koniunktury. A na tę zapracowała Adele, także przywiązaniem do tradycyjnej sprzedaży fizycznych nośników – takich, jakie od 58 lat nagradza się stosowną statuetką, wciąż w kształcie gramofonu. Nie chodzi więc tylko o zwykły wyścig, ale chodzi o nagrodę dla akcji ratunkowej dla show biznesu, być może również akcji ratunkowej dla części pracujących w biurach członków akademii, która przyznaje Grammy. Płyta Lemonade imponowała, ale to album 25 ocalał miejsca pracy w przemyśle rozrywkowym, aż do poziomu sklepów z płytami. Muzycznie album Beyoncé był bezwzględnie ważniejszy, biznesowo jednak – mimo całkiem sporej sprzedaży – nie przesądziłby w pojedynkę o rocznych wynikach światowego przemysłu fonograficznego. Choć, sądząc po wystąpieniu Adele, nawet ona przyznałaby Beyoncé statuetkę w kategorii Album roku.

Sugerowałem w grudniu, że szanse w kategorii nagrań chóralnych ma płyta Penderecki Conducts Penderecki vol. 1 zrealizowana przez Filharmonię Narodową i polski odział Warnera. I mamy kolejną, bardzo ważną polską nagrodę Grammy. 5 statuetek – jeśli wliczać drobniejsze kategorie – zdobył pożegnalny album Davida Bowiego Blackstar. Aż trzy statuetki – wszystko, co miał do zdobycia – wygrał Chance the Rapper, za – dla odmiany – album dostępny tylko w streamingu. Są więc i nowe tendencje. Wśród ciekawszych z 84 werdyktów – także triumf Snarky Puppy w kategorii Najlepszy album instrumentalny. No i dwie statuetki za muzykę w nurcie Americana zdobyła Sarah Jarosz, 25-letnia wokalistka z Teksasu o polskich korzeniach.

Nie zdziwię się, jeśli za rok Grammy po raz kolejny powędruje do Afryki. Album Tinariwen Elwan, jakkolwiek bardzo przewidywalny, wydaje się zarazem idealny do nagrodzenia statuetką. Nagrywany częściowo w parku Joshua Tree – są więc amerykańskie akcenty! – ma mocne, nowoczesne brzmienie, ale poza tym nie przynosi prawie żadnych kompromisów wynikających z zainteresowania malijskiej grupy Ameryką. Poza oczywiście gośćmi, wśród których znaleźć można Kurta Vile’a i Marka Lanegana. Jeśli porównać to choćby z zeszłorocznym albumem Bombino (dość komercyjnym, ale moim zdaniem również bardzo ciekawym pod względem produkcji), pustynny styl pozostał bez zmian. Choć zarówno płynący rytm (gra rozbudowanej tu nieco sekcji imponuje na tym albumie najbardziej – warto posłuchać utworów Assawt, Imidiwàn n-àkall-in), jak i wejścia gitarowe lidera Ibrahima Ag Alhabiba, doskonale znamy z poprzednich wydawnictw. Jedno i drugie będzie objawieniem dla kogoś, kto pierwszy raz zetknie się z twórczością tej blues-rockowej formacji. Ale może się okazać nieco zbyt oczywiste dla tych, którzy w poszukiwaniu ciekawej muzyki afrykańskiej zabrnęli nieco dalej. Jednych i drugich pogodzi z pewnością Nànnuflày – dość misternie skonstruowany i niespiesznie rozwijający się utwór, w którym poza tradycyjnymi słowami w języku tamaszek zabrzmi nagle śpiewający bluesa Lanegan.

Grammy w kategorii World music znów w zasięgu ręki Tuaregów, podobnie jak w 2012 roku, gdy dostali ją po raz pierwszy. Coś naprawdę wyjątkowego wydarzyłoby się jednak, gdyby dostali też nominację w kategorii bluesowej. Tyle tylko, że – jak pewnie wyraźnie widać po werdyktach Grammy, także w tym roku – nie jest to nagroda łatwo punktująca innowacje. Przeciwnie – jak każda showbiznesowa nagroda, pozostaje dość zachowawcza.

TINARIWEN Elwan, Anti-/Wedge 2017, 7/10