Kobiety i mężczyzna

Dzień Kobiet przyszedł w tym roku wcześniej, jeśli wziąć pod uwagę dzisiejsze zebrane kluczem kobiecym zapowiedzi Off Festivalu. Na imprezie pojawią się kolejna bezkompromisowa artystka z kręgu wytwórni Constellation, czyli Carla Bozulich (Evangelista), do tego szwedzka wokalistka Anna Von Hausswolff, nieznany mi wcześnie literacko-muzyczny duet SIKSA, ale przede wszystkim dwie bohaterki zestawień płyt 2016 roku: Jessy Lanza z Kanady i multimedialna Amerykanka Camae Ayewa, czyli Moor Mother. Ta ostatnia jest dla mnie bohaterką roku w znacznie większym stopniu, ale ciekawe jestem, jak zawartość debiutanckiej płyty Fetish Bones będzie potrafiła przełożyć na warunki występu na żywo. Co do Carli Bozulich – grała w Polsce i takich wątpliwości nie mam. Impreza 4-6 sierpnia, więcej informacji tutaj. „Alternatywa jest kobietą” – głosi dzisiejsze hasło podrzucone przez katowicki festiwal.

Sampha też ma „a” w końcówce, ale kobietą nie jest. Najwidoczniej coś jak z naszym „Kubą”, przy wszystkich proporcjach. Dużo trudniej odpowiedzieć po przesłuchaniu albumu Process, czy jest wykonawcą ze sceny alternatywnej. Hasło alternatywne R&B od czasu do czasu się w stosunku do niego pojawia, sam miałem okazję pisać o Samphie dwukrotnie przy okazji recenzowania albumów SBTRKT (regularnie śpiewał na jego płytach), producenta, którego wtłoczyć do mainstreamu niełatwo, Sampha nagrywa wreszcie dla wytwórni, która ciekawie balansuje pomiędzy tym, co już popularne a tym, co można by było podciągnąć pod hasło alternatywy, czyli Young Turks. Wytwórni – notabene – bardzo rozsądnie układającej swój katalog. Sampha figuruje w tym katalogu obok FKA Twigs, która jest sąsiedztwem właściwym zarówno pod względem stylistycznego zgrania (współpracowali zresztą ze sobą), jak i równie dużego potencjału. Z drugiej strony, ten potencjał wyczuli już dawno nie tylko wydawcy, ale i cała czołówka list bestsellerów, w tym Solange, Drake czy Kanye West, którzy zapraszali Brytyjczyka do pomocy. Powiedzmy więc, że tworzy taki rodzaj muzyki środka, której na obrzeżach posłuchają z ciekawością.

Łatwo bowiem – trochę jak przy kolejnych kolegach z wytwórni – wskazać łatwe do nie tylko gatunkowego, ale całkiem szerokiego docenienia pomysły i zalety muzyki Samphy. Trudno na przykład odmówić mu komunikatywności i nawiązywania kontaktu z dowolnym odbiorcą w pięknej, śpiewanej do fortepianowego akompaniamentu balladzie (No One Knows Me) Like the Piano. Owszem, chórki są tu spreparowane w studiu, a piosence towarzyszy delikatny puls wybijany pojedynczym samplem, samo brzmienie fortepianu jest lekko rozmyte, ale to subtelnie wykorzystane zabiegi. Techniki śpiewu Samphy, którego parę lat temu usiłowałem porównywać z Jamesem Blakiem (bo to też muzyka gospelektroniczna, jak ją wtedy nazwałem) – z dzisiejszego punktu widzenia chyba zupełnie niepotrzebnie – są w rzeczywistości proste i niezależnie od tego, czy popisuje się świetnym (Take Me Inside) falsetem czy bawi efektami (Under), nie przestaje robić wrażenia barwą i kontrolą (wrażenie to pogłębiają takie występy). Jest przy tym muzykiem kompletnym, bo sam sobie te ewentualne zabiegi producenckie wymyśla. W większości minimalistycznie zaaranżowane utwory na Process wykorzystują przede wszystkim kontrasty pomiędzy partiami „suchymi”, prawie pozbawionymi pogłosu, a takimi, które różnego typu pogłosy dystansują od słuchacza na różne odległości – na co finalna, stosunkowo łagodna obróbka dźwięku jeszcze pozwala na szczęście zwrócić uwagę. Rzadkością są gęstsze instrumentalne faktury – ciekawa jest ta w Kora Sings, która w swym efektownym doborze brzmień (kora pojawia się raz jeszcze w pierwszym utworze na płycie) przypomina jak nic jakiś motyw zręcznie wycięty z Mike’a Oldfielda.

Dwuznaczny w całym tym kontekście jest tytuł albumu, który może oznaczać zarówno to pieczołowite preparowanie dźwięku, jak i długą pracę nad debiutanckim, od dawna oczekiwanym albumem (były dwie EP-ki). Jeśli jednak dodamy dla pełni obrazu informacje o przedwczesnej śmierci ojca artysty i chorobie nowotworowej jego matki (zmarła w roku 2015), to ten obraz dość techniczny oddalenia i odrealnienia łatwiej nam będzie uzupełnić o ścieżkę emocjonalną. W tej sytuacji należałoby przyjąć jeszcze inne znaczenie tytułu: proces radzenia sobie z życiowymi kataklizmami, a może nawet od razu przepracowywania ich na polu muzyki. I nawet jeśli rzecz pozostawia jeszcze jakieś zastrzeżenia, to na pewno lepiej się tu te technologiczne i emocjonalne wątki składają niż choćby na ostatniej płycie Bon Ivera.

SAMPHA Process, Young Turks 2017, 7-8/10

Oczywiście Sampha na Off Festivalu nie wystąpi. Za to zagra koncert już 19 marca w warszawskiej Proximie. Szczegóły tutaj.