Na co czekać w 2017 roku?

The National wydają w tym roku album po czterech latach milczenia, podobnie Depeche Mode, The XX – pierwszy album od pięciu lat, Fleet Foxes – pierwszy od sześciu. Grupa Grandaddy nie nagrywała od 10 lat. The Jesus and Mary Chain nagrali pierwszą płytę od 18 lat. Ride – od lat 21. A Chuck Berry – od 38. Będzie więc na co czekać w roku 2017, choćby i tak najlepsze płyty mieli nagrać ci, na których muzykę nikt nie czekał.
Korzystam z tego, że nowych wydawnictw na razie niewiele i dziś wpis raczej informacyjny, choć za to bardzo obszerny. Jeszcze jeden przegląd nowego roku na Polifonii.

O ile z rezerwą podchodzę do nowego Ride (czerpiącego inspiracje – jak opowiada Andy Bell – w równej mierze z nagrań Motorhead i Williama Basinskiego, album latem) i nowego The JAMC (płyta zatytułowana Damage and Joy ukaże się 24 marca), to bardzo jestem ciekaw powrotu Jasona Lytle’a i jego grupy Grandaddy, której udało się w swoim czasie zejść ze sceny bez jakiegoś ewidentnego blamażu. Chociaż niektóre piosenki na albumie Last Place (premiera 3 marca) napisane zostały jeszcze przed zawieszeniem działalności, więc być może będzie to próba udawania, że przerwy w ogóle nie było. Tinariwen na płycie Elwan, zapowiadanej od dość dawna (na luty), w każdym razie wielkich zmian raczej nie przyniesie – oprócz tego, że na rynku i listach sprzedaży afrykańskie ludowe brzmienia wdzierają się w zachodni mainstream coraz głębiej. Podobnie do poprzednich powinien też brzmieć album Fleet Foxes, bo niby co tu zmieniać – tym bardziej, że folkowe piosenki sprzedają się zasadniczo lepiej niż kiedy zespół dekadę temu wchodził na rynek. Chociaż Robin Pecknold zastrzegał, że to całe ociąganie w pracy wzięło się właśnie stąd, że Mumford & Sons wyprowadzili folk rock na szczyty list bestsellerów i na stadiony, więc praca nad folkową płytą okazała się „wyczerpująca”. Dokładnej daty premiery jeszcze nie ma.

U nas na stadionie zagra zespół Depeche Mode, promując swoją płytę Spirit (premiera w marcu), która pewnie rewolucji nie przyniesie, ale może przynieść jakieś lekkie brzmieniowe odświeżenie, bo producentem bodaj pierwszy raz jest James Ford (Simian Mobile Disco). Posłuchałbym jednak płyty na miejscu tych wszystkich, którzy się wybierają na koncert, bo mówimy tu o Stadionie Narodowym, więc próbując coś usłyszeć na miejscu, trzeba się będzie opierać na własnej pamięci. Z nieco starszych brytyjskich nowofalowców będzie można usłyszeć na płycie nagrywającego ostatnio regularnie Paula Wellera (płyta A Kind of Revolution ukaże się wiosną – Robert Wyatt śpiewa i gra na trąbce w jednym z utworów) i Petera Perretta znanego z grupy The Only Ones, który solowy album, pierwszy od 18 lat, szykuje na lato.

Sam czekam rzecz jasna na płytę Julii Holter (In the Same Room, 31 marca), tyle że entuzjazm nieco mi zmalał, gdy się dowiedziałem (a co powinienem wyczytać już z tytułu), że to po prostu album koncertowy. W sumie jednak cały marzec zapowiada się na dość gorący, bo poza wyżej wymienionymi płytami powinien się wtedy ukazać nowy materiał Sleaford Mods (English Tapas, 3 marca), będzie też nowa Laura Marling, Nelly Furtado i Why?, no i płyta na 50. urodziny Stephina Merritta nagrana przez jego The Magnetic Fields. Chodzi o cykl piosenek, które ten płodny artysta zaczął pisać i rejestrować, gdy tylko skończył 50 lat – stosownie do sytuacji stanęło na 50 piosenkach (całość nosi tytuł 50 Song Memoir, 3 marca). Może nie 69 Love Songs, ale przynajmniej ilościowo już blisko. Powyżej wkleiłem piosenkę ze swojego rocznika.

W kwietniu płyta The Thurston Moore Group zatytułowana Rock’n’Roll Consciousness, która zapowiada się ciekawie, biorąc pod uwagę fakt, że nagrywał ją Paul Epworth (Adele, Florence – wiadomo). W składzie podobno znów pojawią się Debbie Googe i Steve Shelley, będą też jakieś muzyczne ukłony w stronę My Bloody Valentine (to wg słów samego Moore’a dla „Uncuta”), znane już z koncertów fragmenty (patrz wyżej) wróżą dobrze. W czerwcu z kolei nowy album Kevina Morby’ego, który z czasem stał się bardzo znaczącym bohaterem 2016 roku (co zresztą miałem przyjemność przewidywać). A w sieci jest już nowy klip Dirty Projectors, więc pewnie będzie więcej nowej muzyki. Odsłuchałem fragment Cruel Optimism Lawrence’a Englisha (luty) i też zapowiada się nie najgorzej.

Roger Waters zapowiedział kolejny concept-album, który ma się ukazać w maju i szczęśliwie nie będzie kolejną operą, tylko pierwszym od 25 lat (czyli od czasu Amused to Death) regularnym albumem z piosenkami, nagranym pod okiem (i uchem) Nigela Godricha. W tym roku wypada też 50. rocznica urodzin pierwszej płyty Pink Floyd, więc fanom zespołu radziłbym pospłacać kredyty zaciągnięte pod niedawny drogi box wczesnych nagrań, bo jak nic pojawi się superspecjalna edycja na winylu. Choć, prawdę mówiąc, ciekawszy już jednak ten Waters niż dodatki do dodatków do dyskografii. Wstrzymałbym się do czerwca, gdybym miał kupować Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, bo też wypada okrągła 50. rocznica i pewnie nie obejdzie się bez jakiegoś specjalnego wydania. Z kolei w marcu okrągły jubileusz pierwszej płyty The Velvet Underground, ale tu chyba już bez szans na wykopanie czegoś, czego jeszcze nie sprzedano. Za to z całą pewnością 50-lecie debiutu The Grateful Dead zostanie już 20-stycznia uczczone specjalną dwupłytową edycją deluxe. Będzie też In-A-Gadda-Da-Vida Iron Butterfly na winylu. W marcu sporych rozmiarów (6CD) box z nagraniami grupy Kitchens Of Distinction. W zapowiedziach Warnera zauważyłem też ciąg dalszy winylowych reedycji płyt The Replacements (20 stycznia). A u Sony – Listen Without Prejudice George’a Michaela z dodatkową płytą z koncertem dla MTV (marzec). Wśród skąpiących zapowiedzi polskich wydawców zapowiadane na styczeń wznowienie drugiej płyty O.N.A., starych nagrań Wolnej Grupy Bukowina i Jacka Kaczmarskiego, album Marka Dyjaka oraz Renata Przemyk śpiewająca Leonarda Cohena (słuchałem już trochę i niestety nie brzmi to zachęcająco).

Ciekawsze są wieści z mniejszych labeli. Wśród polskich premier mamy m.in. ambientową płytę Jacka Sienkiewicza i Maxa Loderbauera w Recognition i zapowiedź wydania archiwalnych nagrań Sienkiewicza z lat 1997-2002, o których wszyscy w Polsce wtedy rozmawiali, chociaż mało kto słyszał. Na połowę lutego Transatlantyk zapowiada album Poly Chain, ukraińskiej producentki mieszkającej na stałe w Polsce. Niebawem nowy Rafał Gorzycki (Requiem) oraz duet Mats Gustafsson & Joachim Nordwall (Bocian). Z archiwaliów – jeszcze w styczniu dwie kolejne elektroniczne płyty GAD Records (Mikołaj Hertel, Mateusz Święcicki), a w perspektywie oczywiście kontynuacja serii Polish Jazz.

Na koniec to, co wydarzy się na początku, czyli premiery najbliższego piątku. Nowe The XX, bardziej otwarte w formule, ekstrawertyczne i nieco bardziej popowe, na pewno nie z gorszym skutkiem, a do tego dobrze już znane, bo dostępne od grudnia cyfrowo Run The Jewels, a wreszcie długo zapowiadana płyta grupy The Flaming Lips o zapisanym niegramatyczną polszczyzną tytule Oczy mlody, który Wayne Coyne tłumaczy jako nazwę narkotyku przenoszącego w czasy młodości albo przynajmniej przywracający energię młodości. Ponieważ sam ewidentnie przeżywa od jakiegoś czasu kryzys wieku średniego, należy cały ten pomysł uznać nie tylko za kolejny dowód retromanii, ale i jakąś na wskroś osobistą historię. Przy okazji może też historię jakoś zahaczającą o nasze realia – bo polskich tytułów piosenek jest więcej. Płyty jeszcze nie znam, chociaż zespół udostępnił już kilka klipów, z których wnioskować można, że budżet na narkotyki był spory. Spostrzeżeniami dotyczącymi muzyki podzielę się, gdy usłyszę całość.

Aha, no i w kwietniu nowe Nagrobki, jakkolwiek złowieszczo to brzmi po roku, kiedy czego jak czego, ale pogrzebów i nagrobków w muzyce nie brakowało.