Muzyka ludowa z Księżyca

Być może ktoś jeszcze pamięta miniaturkę Remka Hanaja, która zagubiła się gdzieś w potężnym, wyprzedanym już chyba (choć nie w postaci elektronicznej: tę można cały czas zdobyć w dobrych sklepach) zbiorze Miniatury, zwanym też „kostką Rudnika”. To był wtedy jeden z jaśniejszych punktów tamtej płyty, poświęconej muzyce Eugeniusza Rudnika oraz jej interpretacjom. A teraz okazuje się, że Remek Hanaj, podpora grupy Księżyc, etnograf, pasjonat, popularyzator i wykonawca muzyki ludowej, ma tego więcej.

Temu, kto przesłucha w całości album Nagrania terenowe snów, może się wydać, że Hanaj całą płytę ulepił z podobnych inspiracji jak ten sen o ludowym skrzypku z Szydłowca, który dał początek tamtej miniaturze z „Kostki”. Komu się więc tamten utwór podobał, powinien wrócić po jeszcze, tym bardziej, że cały album zbiera utwory (powstałe w latach 2011-2016) tak samo udane, albo może i lepsze. ich siłą jest oczywiście różnorodność samego materiału źródłowego. Od frenetycznych, zapętlonych muzycznych momentów jak Groove Zygmunta, po psychodeliczne, zmanipulowane nagrania przyrody (Makatka kajocka – centralny i chyba najważniejszy moment na płycie). Składnikiem mogą być dźwięki tradycyjnych instrumentów albo głosy – tutaj np. Mowodia albo Puszczański, robiący z głosu ludzkiego (?) jakiś zwierzęcy, może krowi? Z humorem kojarzącym się z utworami Rudnika. Ale klimat Nagrań terenowych snów jest autentyczny i osobny, omija rafy cepelii i oczywiste wodotryski, jakie daje dziś praca z technologią przetwarzania dźwięku. Nie zamyka ludowości w klatce jakiegoś nałożonego na nią rytmu 4/4, podąża bardziej za jej duchem niż stroną fizyczną.

Wyobrażam sobie, że podobne organiczne zewy wykorzystuje w Księżycu, słychać nawet, że czasem niepotrzebnie ogranicza się do jedno- lub dwuminutowych form, te dłuższe, wiążące ze sobą kilka różnych motywów i pomysłów, to większe wyzwanie, a wypadają na albumie znakomicie. Więc jeśli lubicie Księżyc, to solowego Hanaja po prostu musicie poznać. Bo co prawda nie są to byty tożsame muzycznie (jedyne proste skojarzenie ze śpiewnością Księżyca przynosi – jak dla mnie – finał płyty), ale to trochę jak spin off ulubionego serialu – mam zresztą wrażenie, że przynajmniej rola Hanaja jest w pewnym stopniu zachowana.

Sny są pewnie niezłą wymówką dla kogoś, kto robi za medium, które pozwala się kontaktować z nie zawsze tak żywą, czasem już zagubioną w przeszłości tradycją. Widmowa tradycja to ważny wątek ostatnio, żeby wspomnieć działania Rogińskiego, a w pewnym stopniu także i Requiem ludowe Kwadrofonika ze Strugiem. Ale Hanaj jest tu przecież – jak Rudnik – zarazem inżynierem dźwięku, taśmociąłem, didżejem na kartoflisku. Pamiętam, że gdy słuchałem zawartych na Miniaturach remiksów i interpretacji, Hanaj wydawał mi się jednym z dziwniejszych gości w tym kontekście. Po przesłuchaniu nowej płyty, gdy już znam lepiej jego metody pracy z materiałem źródłowym, gdy wiem, w jaki sposób „hoduje dźwięki”, jak kolażowo przetwarza zarejestrowane nagrania muzyki tradycyjnej, muszę przyznać, że trudno było o właściwszy kontekst.

Były niedawno w Requiem Records nagrania terenowe sów, teraz Nagrania terenowe snów. Nie uwolnimy się chyba prędko od przetwarzania tego, co wcześniej nagrane, ale autor tej płyty – w dodatku bajecznie wydanej – wskazuje nową ścieżkę recyklingu takich gotowych nagrań. Ludową ścieżkę.

REMEK HANAJ Nagrania terenowe snów, Requiem 2016, 7/10