Something like poważka

Uderzać ze swoją muzyką poważną do niemieckiej wytwórni to jak wyjechać na skuterze do Włoch albo importować meble do Szwecji. Wystawia nas na dużą konkurencję i grozi zagubieniem w tłumie. Nie ma jednak trwogi. Owszem, Kuba Kapsa ze swoim kolejnym albumem dla Denovali może się zagubić rynkowo, ale przynajmniej artystycznie na pewno nie poległ. O pierwszej płycie jego Kuba Kapsa Ensemble pod tytułem Vantdraught 10 vol. 1 pisałem dokładnie rok temu, zwracając uwagę na świetny warsztat, ale też czytelne nawiązania do Reicha. Płyta numer dwa, czyli Vantdraught 4, ma zalety poprzedniczki, nie mając jej wad. I choć hasła „poważka” lub „modern classical” na wiele osób działają odstraszająco, postuluję, by Kapsie dać szansę. Po opisywanym niedawno duecie P/K/P to kolejna świetna płyta tego pogranicza.

Przede wszystkim basista Something Like Elvis i lider Contemporary Noise wyrywa się tu momentami – i aranżacyjnie, i rytmicznie – z kręgu minimalizmu. Owszem, usłyszymy jasne nawiązania do minimal music (do Glassa bardziej tym razem niż Reicha) w częściach drugiej i czwartej, ale całość sześcioczęściowego utworu jest czymś więcej. O klimacie tej całości decydują emocjonujące wyprawy w rejony awangardy z okresu międzywojennego, włącznie z atonalnościami albo symbolizmem w stylu Debussy’ego, które pojawiają się już w pierwszym fragmencie. Jednak największe wrażenie zrobiła tu na mnie praca Kapsy jako aranżera. Vantdraught 4 jest utworem na kwartet (co rozszyfrowuje tytulaturę kompozycji Kapsy – poprzedni utwór napisany został na 10 instrumentów, skład jest tym razem inny), a partie skrzypiec, klarnetu, puzonu i fortepianu idealnie się uzupełniają, tworząc momentami, właśnie dzięki rozłożeniu akcentów, wrażenie dużo potężniejszej orkiestry. Tak jest na przykład w znakomitej – choć przy okazji najkrótszej – dynamicznej części czwartej, opartej na bardzo ładnym dialogu skrzypiec i klarnetu.

Cała druga część płyty – z finałem opartym na powtarzającej się frazie o nieco ludowym zabarwieniu – robi większe wrażenie niż początek. Sposób nagrania, zbierania dźwięku, ciągle może się kojarzyć z poprzednimi muzycznymi światami Kapsy. Mam zresztą wrażenie, że jako producent nie obchodzi się ze swoim utworem tak delikatnie jak realizatorzy dźwięku ze świata klasyki, ale zarazem wykorzystuje zespół do zadań bardzo ekspresyjnych i ta mocna ekspresja musi przemawiać do nowego słuchacza. Cel, jak sądzę, osiągnie – pod warunkiem, że w natłoku różnych propozycji do tego słuchacza w ogóle trafi. A w trosce o to piszę te słowa.

KUBA KAPSA ENSEMBLE Vantdraught 4, Denovali 2016, 7-8/10