Krótka historia barbarzyństwa

Z góry przepraszam, ale ta rozmowa nie mogła się dobrze skończyć. Choć nie spodziewałem się takiego zakończenia. Komunijne przyjęcie gdzieś w Polsce. Pada hasło, że są niebezpieczne czasy. Mówię, że bywało bezpieczniej, a jeśli chodzi o ofiary terroryzmu w Europie, to w ostatnim okresie i tak jest spokojniej niż w latach 70. i 80. Powołuję się na statystyki. Od osoby z dłuższym życiowym stażem słyszę, że statystyka to kłamstwo. Za to u niej na uczelni pracował taki jeden muzułmanin i on się ostatnio mocno zradykalizował. Część rodziny patrzy porozumiewawczo, żona chyba nawet z błaganiem w oczach, ale jak mogę przestać? Przecież jeśli już komunia, rodzina, rozmowa, sprawy dla wielu osób podstawowe, to czy można nie bronić spraw podstawowych?

Mając do wyboru kilka wariantów („statystyka to jednak nauka” itd.), biorę najłagodniejszy, pojednawczy. Mówię, że nie wszyscy muzułmanie to radykałowie. Że religia jako całość ma ostatnio sporo problemów z PR-em, ale która nie miała. Każda ma gorszy moment. Taka na przykład nasza, ta od komunii i niewinnych nabożeństw majowych, kiedyś systemowo siekła i paliła katarów. Opowiadam o tym, bo mam to na świeżo, czemu zresztą niedawno dawałem wyraz na blogu.

Słyszę na to, że skoro katarzy atakowali, to papiestwo musiało się bronić. Odpowiadam, że bronić to się nie chcieli katarzy – i to był skądinąd jeden z ich problemów – bo byli tymi spośród chrześcijan, którzy potraktowali ten system jako pacyfistyczny. I słyszę, że to kłamstwo – i żebym lepiej uwierzył, bo osoba, która mi to mówi, studiowała historię. Jasne: Uniwersytet Warszawski, potem praca na uczelni. Cóż, myślę sobie na takie dictum, naukowo jak widać nie wyjdzie – od żadnej strony – więc może zaapeluję do uczuć. Tak się składa, że o katarach było sporo w Barbarzyńcy w ogrodzie. Tu na pewno znajdę wspólny grunt. Mówię więc: Herbert, poeta, pisał o katarach, czy i jemu mam nie wierzyć? Nie – słyszę – bo trzeba wierzyć tylko w sprawdzone źródła. Ale Zbigniew Herbert? – pytam nieśmiało. – Czy Herbert nie jest dla, powiedzmy, prawicowej Polski (osoba, z którą rozmawiam, z prawicą się identyfikuje) takim w miarę sprawdzonym źródłem? A kto to taki, ten Herbert? – słyszę. Czyli nawet na tym gruncie się już nie spotkają dwa pokolenia i dwa światy wykształcone przez tę samą uczelnię.

W tym miejscu ucieszyłem się, że pracuję w takiej, a nie innej dziedzinie. My w tej naszej dość abstrakcyjnej muzyce pozostajemy zwykle daleko od problemu podziału na Polskę naukową i naukowszą, czystą i czystszą, mądrą i mądrzejszą. Słucham na przykład kolejny raz wyimprowizowanej (w dużej części) płyty Mateusza Franczaka Long Story Short, wydanej w połowie kwietnia. Autora znam z Daktari i How How, tyle że im większy tu poziom abstrakcji, tym mniejsze podobieństwa do tamtych składów – zresztą autor nie gra tu nawet na swoim podstawowym instrumencie, czyli saksofonie. Słyszymy instrumentalne nagrania na gitarę, impresyjne, utrzymane w wolnym tempie, a jeśli pojawia się wokal, czy jakieś inne instrumenty, to w wyraźnym bonusie. Wszystko rzucone z lekka, prawie od niechcenia, momentami jakby po amatorsku, biorąc pod uwagę akceptację drobnych błędów, ale za to zmiksowane znakomicie przez The Norman Conquesta. Ze świetnym i nawet nieco przebojowym Moving – piosenką! – ale też z fascynującym instrumentalnym, mrocznym utworem Crawling. Ale czy przebojowe, czy poważniejsze, te utwory nie tracą tu nigdy lekkości szkiców. Nigdy nie staną się niczyją prawdą objawioną, nigdy nie będą punktem wyjścia do dyskusji, która zakończyłaby się dramatycznym podziałem. Nawet pieczołowicie przetworzone przez efekty wokale nie wywołają kontrowersji. Możecie więc tego zestawu nie zauważyć, ale powinniście dać mu szansę.

Nie będę tej płyty kojarzył z żadną etykietką – może poza symboliczną zebrą z okładki, zresztą jednej z lepszych, jakie na polskiej scenie ostatnio widziałem. Oczywiście, płyta Franczaka jest przy tym wszystkim niewesoła. I to jest jedyne, co ją łączy z powyższą opowieścią w sposób bezpośredni. Co je najbardziej różni? Płyty Franczaka w każdej chwili posłuchałbym chętnie jeszcze raz.

MATEUSZ FRANCZAK Long Story Short, Too Many Fireworks 2016, 7/10