Największe przeboje lutego

Przegrałem właśnie eurowizyjną ruletkę: typowałem drewnianą, ale solidną, skandynawską piosenkę Margaret, a tymczasem wygrała tapeciarska pieśń Michała Szpaka, z której zapamiętałem O-o-oooo-o! i wąs. Pomysł sztabu Edyty Górniak (naszej największej eurowizyjnej gwiazdy), żeby przedwcześnie domknąć jej karierę już dziś symboliczną porażką w eliminacjach krajowych uważam za przesadnie okrutny. Za to na Twitterze postulowałem potrzebę zastąpienia zakazu publicznych wykonań Modlitwy Gintrowskiego zakazem kolejnych wykonań Missing Gintrowskiej. Tyle mam do powiedzenia na temat sobotnich eliminacji do konkursu piosenki Eurowizji, ale polecam komentarz, który napisał kolega. Dziś proponuję prawdziwą listę przebojów niewykonanych na E, które jednak przewyższają moim zdaniem wszystko, co na E się dzieje. A przy okazji zwrócę uwagę na płyty, z których pochodzą. Czyli do hitów-niehitów lutego 2016.

1. Joanna Szumacher & Paweł Cieślak Pierwsza pieśń konia z płyty Kopyta zła
„Zło – sprawdź to!” – kończy się to nagranie. Ale proszę się nie obawiać otwartego satanizmu, ani wątków politycznych. Choć słuchowiskowa, kolażowa, pełna przeciekawych preparacji wokalnych płyta Szumacher (m.in. oficyna Super) i Cieślaka (m.in. 11 i Almost Dead Celebrities) trafia z tematem w sam środek debat na temat polskich stadnin, nie odnosi się do nich. Właściwie to odnosi się wprost do debiutanckiego opowiadania Edgara Allana Poe Metzengerstein, które w oryginale już było rodzajem parodii gatunkowej, a tu jest kolorową parodią musicalu, zrealizowaną z wykorzystaniem środków dostępnych w czasach My Little Pony. Pieśni konia pełnią tu rolę powracającego motywu. Ta pierwsza to bezbłędna parodia tanecznego popu, rozbrajająca, zabawna i właściwie całkowicie czytelna poza kontekstem tej opowieści. Powiem więcej: ten odpowiednio krótki i melodyjny fragment w odpowiedniej oprawie scenicznej, którą autorzy albumu na pewno potrafiliby wymyślić, miałby realne szanse na wspomnianej Eurowizji. Polskie eliminacje przeszedłby galopem. Pozostałe nawiązania do techno, które się na tym albumie pojawiają, są już parodią czytelną dla bardziej wtajemniczonych.
Fantastyczna krajowa scena słuchowiskowa – bo chyba tak należałoby już o niej mówić – doczekała się kolejnego interesującego wydawnictwa. Jeśli chodzi o wyrafinowanie pracy z wokalami, Kopyta zła doganiają Robota Czarka Kamila Szuszkiewicza, a jeśli chodzi o realizację dźwiękową, są jednym z lepszych tego typu utworów na polskim rynku.
JOANNA SZUMACHER & PAWEŁ CIEŚLAK Kopyta zła, Requiem 2016, 8/10

2. Mass Gothic Every Night You’ve Got To Save Me z płyty Mass Gothic
Tu musiałem parokrotnie sprawdzać, że piosenka jest rzeczywiście autorstwa młodego nowojorczyka Noela Heroux, którego największym dokonaniem były wcześniej występy w chórkach na albumie Twin Shadow. Byłem przekonany, że to jakiś cover któregoś z zespołów brytyjskich ze złotych lat 80. I jak to, nie ma tego na trójkowym topie wszech czasów?? Udanych od strony kompozycji i aranżacji momentów na płycie Mass Gothic jest więcej: mroczny Mind Is Probably na początku kojarzący się ze stylem Deerhuntera, wpadający w stylistykę Steely Dan Money Counter, czy wreszcie hitowy – znów – Pier Pressure. Problem z całą płytą polega na tym, że jest całkowicie zniszczona brzmieniowo. W poszukiwaniu dźwięku z okolic Dave’a Fridmanna (najwyraźniej) twórcy albumu Mass Gothic odebrali muzyce oddech, a wprowadzając zniekształcenia, pozbawili ją dynamiki. Nie mam pojęcia, co w ten sposób chciał osiągnąć Heroux, ale tak doświadczona wytwórnia powinna mu tego zabronić.
MASS GOTHIC Mass Gothic, Sub Pop 2016, 6/10

3. Heron Oblivion Your Hollows z płyty Heron Oblivion
Ten głos Meg Baird w czwartej minucie przechodzący w jakiś długo wybrzmiewający sprzęg to zbyt wiele na konkurs piosenki. Ale muszę dorzucić tu ten utwór, bo dawno płyta z Sub Popu w całości tak mnie nie wciągnęła, jak debiutancki album tego psychodeliczno-rockowego kwartetu. Meg Baird, poza tym, że śpiewa, gra tu na perkusji. Mamy więc supergrupę, coś pomiędzy jej Espers a Comets On Fire, w którym grali Noel Von Harmonson i Ethan Miller, kolejni członkowie Heron Oblivion. Z przelotem w okolicach Joni Mitchell (wokale Baird) i Neila Younga (gitary Harmonsona i czwartego muzyka Charliego Saufleya), do którego nagrań ewidentnie odnosi się właśnie kończący płytę Your Hollows. Znalazłoby się tutaj i trochę z Besnard Lakes z najlepszych momentów. Trzeba też posłuchać 10-minutowego utworu Rama.
HERON OBLIVION Heron Oblivion, Sub Pop 2016, 8/10

4. Jean-Claude Mademoiselle z płyty Soul Sok Sega: Séga Sounds From Mauritius 1973-1979
Séga to styl muzyki i tańca popularny na wyspie Mauritius. A właściwie rodzima tradycja perkusyjna, która transformowała się – wraz z europejskim instrumentarium i kolonialnymi naleciałościami – aż do postaci gatunku uznanego za „bluesa Oceanu Indyjskiego”, choć moim zdaniem jest to raczej funk, albo i reggae Oceanu Indyjskiego (jednym z gatunków, w który wyewoluował, jest zresztą tzw. seggae). Strut prezentuje popularną w latach 50., 60. i 70 . scenę na postawie przykładów nagraniowych pochodzących z ostatniej z tych dekad, w tym właśnie tej piosenki Jean-Claude był jednym z najbardziej rozchwytywanych gitarzystów nurtu, który w pewnym momencie zaczął solową karierę. Mademoiselle – delikatna pod każdym względem (Panienko, czy mogę prosić o pozwolenie? – śpiewa autor) piosenka pokazuje lekkość i zarazem moc rytmiczną tego stylu. Choć na całym dwupłytowym albumie mamy kilka utworów z jeszcze lepszymi groove’ami i o bardziej zdecydowanym, tanecznymi charakterze, choćby Georgiego Joe czy Coulouce, a przede wszystkim Bhai Aboo Claudio, który ewidentnie śpiewa coś na temat jakiegoś Jarosława. Mocna strona takich przeglądów egzotycznych środowisk muzycznych jest taka, że w istocie są tu same hity.
RÓŻNI WYKONAWCY Soul Sok Sega: Sega Sounds From Mauritius 1973-1979, Strut 2016, 8/10

5. Mystery Jets Taken by the Tide z albumu Curve of the Earth
Zgadliście – trzeba było jakoś dojechać do pięciu przebojów, bo cztery to słaba liczba na zestawienie. Sięgnąłem więc po średniej klasy album brytyjskiej grupy Mystery Jets, który bardziej z kolei przypomina albumy Amerykanów. A w tym jednym momencie kojarzy się zdecydowanie z przebojem The Funeral grupy Band Of Horses. Tego ostatniego można posłuchać tutaj. W sumie to niezła puenta do opowiastki o szukaniu hitów w dzisiejszych czasach, którą zacząłem od koni.
MYSTERY JETS Curve of the Earth, Caroline 2016, 5/10