Sezon Bowiego uważam za otwarty

Podstawową zaletą smyczkowego hołdu dla Davida Bowiego, o którym dziś napiszę, jest to, że powstał. I to w tempie zawrotnym. Nagle, niemal ze środy na czwartek aranżer-multiinstrumentalista Jherek Bischoff i wokalistka-ekscentryczka Amanda Palmer opracowali sześć coverów piosenek Bowiego, wynajęli studio, nagrali nowe wersje z kwartetem smyczkowym i jeszcze zmobilizowali gości do odegrania istotnych ról. Anna Calvi miała więc trzy dni na dogranie swoich partii do Blackstar, John Cameron Mitchell swoje partie w Heroes i Helden wyśpiewał ponoć do iPhone’a, a Neil Gaiman odliczanie w Space Oddity nagrał za jednym podejściem. Sama płyta Strung Out In Heaven: A Bowie String Quartet Tribute łatwa do nabycia na Bandcampie (za dolara, ale tylko w postaci cyfrowej) jest tak gorąca, że choć wyszła ledwie 5 dni temu, pisanie o niej wydaje się już czynnością spóźnioną całe wieki.

Żeby zamknąć technikalia: rzecz ma charakter charytatywny, pomaga zgromadzić fundusze na badania nad rakiem, więc nie jest tylko próbą surfowania na fali żałobnych nastrojów w popkulturze. Choć nie czarujmy się – jest też sygnałem z pistoletu startowego dla wszystkich tych, którzy już w tym momencie kończą swoje hołdy, zestawy coverów, koncerty specjalne, albumy i nieautoryzowane biografie. Sezon Bowiego należy uznać za oficjalnie otwarty, a ten duet działający dość spontanicznie i na wariackich papierach (zbierali fundusze na nagrania w crowdfundingu) tylko podkręcił tempo.

Czy jeśli napiszę, że najbardziej na tej krótkiej płycie podoba mi się czysto instrumentalna wersja Life on Mars?, to będzie to policzek dla autorów zestawu? Być może tak, chociaż wiadomo przecież, że Palmer do wybitnych wokalistek nie należy, John Cameron Mitchell to postać raczej ze świata filmu, a Neil Gaiman to po prostu partner życiowy Palmer, więc był na wyciągnięcie mikrofonu. U Bischoffa też podoba mi się w pierwszej kolejności odwaga w szybkim zapełnianiu papieru nutowego, bo konkurencja nie należy do łatwych – jest choćby Philip Glass ze swoją „Heroes” Symphony, która na lata stała się wzrocem dla smyczkowych opracowań repertuaru Bowiego. Ale reszta też powoli zaczęła mnie przekonywać – podobnie jak solowy album Bischoffa przed trzema laty. Zagrał rozumnie, chcąc przede wszystkim pozostać blisko oryginałów (Blackstar), dużo nie zepsuć (tak fenomenalnego utworu jak Space Oddity nie da się zniszczyć chyba nawet grając go na organkach), choć w Heroes/Helden poszarżował, robiąc aranże o rytmice w stylu rodeo. Skupił się na szczegółach. Detale intro do Ashes To Ashes rozpisał tak, że sygnalizują inspirację Kraftwerkiem bardziej niż ówczesna muzyka Bowiego, w Space Oddity umieścił efekciarskie, ale pasujące do tego utworu glissando. Można więc przejść do porządku dziennego nad wokalnymi niedoróbkami w Blackstar czy właśnie Ashes To Ashes. Słychać tempo, słychać doraźność, ale też nikt nas tu nie oszukuje, mówiąc o ponadczasowości tych wykonań. Ich siła leży w zbiorowej przyjemności odkrywania na nowo repertuaru zmarłego idola. Choć Bowie – jako artysta artystów – doczeka się w tym roku jeszcze wielu takich hołdów.

Tak sobie myślę, że właściwie to przecież pierwsi byli muzycy Kwadrofonik w organizowanej przez „Politykę” gali paszportowej – nazajutrz po ogłoszeniu śmierci Bowiego zagrali przygotowany w ciągu paru godzin drobny fragment Space Oddity (Bartka Wąsika pamiętamy też za świetną aranżację niełatwej pod tym względem Warszawy dla Royal String Quartet – liczę na to, że jeszcze się repertuarem Bowiego zajmie). Niby miałem w tym swój udział, ale wrażenie było takie, że wystarczyło wtedy kilka taktów, żebym całkiem poplątał tekst na próbie generalnej. Teraz z miesiąca na miesiąc potrzeba będzie coraz więcej, a wrażenie stopniowo coraz mniejsze. Na szczęście repertuar bardzo ciekawy. Kto wie, czy jakiś Bowie String Quartet nie powstaje gdzieś właśnie na stałe.

JHEREK BISCHOFF & AMANDA PALMER Strung Out In Heaven: A Bowie String Quartet Tribute, self release 2016, 7/10