Swans w negatywie

Nie chodzi o negatywne opinie na temat grupy Swans, która – jak głosi powszechnie już wyznawana teoria spisku – jest ulubionym zespołem krytyków, z pewnością w wyniku jakiegoś niejasnego paktu czy zmowy. W nowym roku zajmie się tą sprawą na pewno jakaś specjalna komisja, czas bowiem przeciąć potok salonowych opinii zblatowanych mediów, nie będzie nam Gira deprawował kolejnych pokoleń. A ci, którym już zniszczył słuch, mogą sobie włączyć płytę 13 Normana Westberga. Niby można ją uznać za część tego samego, co robi Swans, ale to jeśli ktoś ma do zespołu awersję, pocieszam, że to jednak rewers.

Solowa płyta wieloletniego gitarzysty Swans przynosi muzykę, którą opisać można jako to, co słyszy fan tego zespołu dzień po koncercie. Cały dzień. I doskonale mi się komponuje z wyglądem i scenicznym sposobem bycia Westberga, wytatuowanego, wymizerowanego weterana, który na scenie nie daje się zbytnio ponosić emocjom. Niby wytwarza tony hałasu, ale ze swoim wątłym telecasterem w rękach wydaje się w istocie dość delikatny. 13 oddaje w wydelikaconej postaci niepokój nagrań Swans (Frostbite Falls), ale zarazem podąża w rejony ambientu zbudowanego z długich dźwięków – bez wyraźnego początku i wyraźnego końca (Bunny Bill), muzyki kojarzącej się z wytwórnią Kranky (ale i w repertuarze Room40 na miejscu), po soundscape’y w nieco Frippowskim stylu (Oops Wrong Hat), choć wydobywane wyjątkowo z gitary akustycznej (wg opisu – a może to po prostu ten elektroakustyczny ibanez, z którym NW pojawia się czasem na scenie?). To trzy bardzo różne utwory.

Westberg korzysta tu momentami ze smyczka (grając nim na basie w utworze numer 1), ale nie przesadza z efektami (poza może pogłosami w trzecim utworze), a już w szczególności niespecjalnie się starał o jakąś wyrafinowaną produkcję. Słychać mniej więcej to, co z piecyka gitarzysty, bez fajerwerków stereofonii. Jest w tym więc – paradoksalnie – także surowość i prostota muzyki Swans. I minimalizm, do którego w kompozycjach tego zespołu blisko. Ale to wszystko bez żadnych szans na płytę roku. Zresztą mam wrażenie, że niewiele mediów w ogóle ten wydany pod koniec 2015 r. album odnotowało. Więc może po trosze jest to rewers list najlepszych płyt roku, a po trosze – jakieś odległe echo tych wszystkich pieczołowicie złożonych produkcji, które na nich znaleźliśmy.

NORMAN WESTBERG 13, Room40 2015, 7/10