O tym się będzie mówić w roku 2016

Jak zwykle o tej porze nie włóczę się po mieście, bo tak się składa, że składam pierwszą wstępną listę premier płytowych na nowy rok. 2016 pod tym względem zapowiada się nie tyle bardzo obiecująco (choć dla wielu osób zapewne tak), co mocno kontrowersyjnie. I nawet nie liczcie w tym kontekście na słowo o powrocie Guns N’Roses. Już sobie wyobrażam dyskusje, jakie będą towarzyszyć pojawianiu się dużych i ważnych tytułów już dziś zapowiadanych na najbliższe miesiące:

Zacznijmy od A. Animal Collective wydają w lutym album zatytułowany Painting With (Domino), co dyskusje wywoła na pewno, bo ostatnio zespół raczej tracił formę, a tu znów ma nawiązywać do Beach Boys, może nawet w bardziej otwarty niż dotąd sposób – nową płytę nagrywali w tym samym studiu, co Beach Boys album Pet Sounds.

Kiedy już przychodzi rok PJ Harvey, to się o niej rozmawia naprawdę dużo. A będziemy mieli jej rok zarówno koncertowo (wiadomo – występ na Open’erze), jak i płytowo. Nie wiadomo tylko kiedy ukaże się nowy album. Nie wiadomo też, jaki dokładnie będzie, bo początkowe pomysły (nie wiadomo dokładnie jakie, ale drobne przecieki były) artystka porzuciła dla tym bardziej nie wiadomo jakich.

Obowiązkowym (i w związku z tym dyskutowanym) elementem rozważań na temat płyty roku 2016 będzie współpraca Jesu i Sun Kil Moon, z udziałem Willa Oldhama, członków Low, Slowdive i Modest Mouse. Na perkusji Steve Shelley z Sonic Youth. Justin Broadrick i Mark Kozelek afiszowali się w ciągu ostatnich miesięcy dość mocno z przyjaźnią i współpracą, ale co z tego wyszło, dowiemy się 19 lutego 22 stycznia. Sam tytuł nie podpowiada nowych tropów: Jesu & Sun Kil Moon.

Grupa The National sprawi, że głośno dyskutować się będzie o schedzie po Grateful Dead. I najbardziej zapracowanym Dessnerem roku może się okazać tym razem nie Bryce (choć ten błyśnie na początek roku ścieżką dźwiękową Zjawy Inarritu, przy której był współpracownikiem Ryuichiego Sakamoto i Alva Noto), ale Aaron. Otóż pod kuratorską opieką Aarona Dessnera powstaje wielkie przedsięwzięcie: ponad 70 coverów/hołdów dla nagrań Grateful Dead w wykonaniu The National i przyjaciół, m.in. Willa Oldhama, Sharon van Etten, Kurta Vile’a, członków The Walkmen i Grizzly Bear, w sumie rodzaj kontynuacji Dark Was the Night. Ukaże się to w kwietniu nakładem 4AD pod tytułem Days of the Dead.

Dyskusje wokół płyty Yes, I’m a Witch Too Yoko Ono (premiera: 16.02, Manimal), kontynuacji Yes, I’m a Witch, są oczywiste. Już część pierwsza była mocno dyskusyjna.

Mam za to wielką nadzieję, że efektu końcowego powrotu Tortoise zapowiedzianego już na koniec stycznia przez wytwórnię Thrill Jockey, nie zwiastuje tytuł The Catastrophist.

O kolejnej płycie Radiohead dyskutować się będzie na pewno, o ile będzie. Chociaż magazyn „Uncut” zarzeka się w nowym wydaniu, że będzie, bo w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy były sesje u Nigela Godricha, który co jakiś czas rzucał jakiś cień informacji, np. tego tweeta:

W tym samym trzecim tygodniu marca ukażą się nowe albumy Primal Scream i Underworld, co – wobec wszechogarniającego już powrotu do lat 90. – poskutkuje pewnie dyskusjami, w czyim wykonaniu powrót lat 90. wydaje nam się lepszy.

W Polsce dyskutować się będzie o nowej płycie We Will Fail, która ukaże się pod tytułem Hand That Heals/Hand That Bites (Monotype) już 7 marca. Dobra data dla jednej z najbardziej obiecujących kobiet na wciąż jednak mocno zmaskulinizowanym rynku. Niezłą datę na premierę pierwszego od lat albumu wybrał sobie Kaliber 44. Duet wraca w 44. dniu nowego roku, co wg moich wyliczeń daje 13 lutego. Tytułu nie znam, ale wiadomość już oficjalna, zresztą jest już singlowy utwór Nieodwracalne zmiany.

Głośniejsze kontrowersje wywoła jednak na pewno nowy album Marii Peszek zapowiadany na luty. Są pogłoski, że płyta inna niż poprzednia, ale nie mniej wyrazista. Biorą pod uwagę pierwsze słowa autorki (Pisząc te piosenki kilkanaście miesięcy temu nie zdawałam sobie sprawy, że rzeczywistość wyprzedzi to, o czym śpiewam, i nada tym słowom tak dramatyczny kontekst) i tytuł Karabin, to albo polski ład społeczny doczeka się wroga groźniejszego od cyklistów i wegetarian, albo będzie niewypał. W każdym razie sam czekam z niecierpliwością, ale bez nadziei na emisję koncertu z zapowiadanej na marzec trasy w TVP.

Tenże sam Warner w ramach obchodów 60-lecia Polskich Nagrań, których katalog kupił w zeszłym roku, zamierza od końca marca publikować od nowa słynną serię Polish Jazz. W oryginalnej szacie graficznej, z remasteringiem i nową obudową redakcyjną (nowe wkładki + teksty). Na początek: 24 albumy w roku 2016. Łącznie do wydania jest 76 płyt, co ważne – w wersjach CD i LP. Czy wszyscy będą zadowoleni? Na pewno nie, więc jest o czym rozmawiać.

Polscy niezależni też nie będą próżnować, walcząc o moce przerobowe w tłoczniach. Z samej tylko wytwórni Bocian mam doniesienia o wydawnictwach m.in. Ensemble Phoenix Basel, Russella Haswella i Joachima Nordwalla z Matsem Gustafssonem. Pod jednym z poprzednich wpisów znaleźliście już pewnie informację o kolejnym odcinku serii The Archive Of Polish Industrial Music Presents: Impulsów Stetoskopu z nagraniami Frakcji Supramuzycznej Galerii: „Nie-galerii” (dostępny już od dziś). O innych premierach będę się starał informować na bieżąco. Lotna premia w postaci Record Store Day. W tym roku 16 kwietnia.

Jeśli żadna z powyższych płyt nie spełni pokładanych w nich nadziei, album roku jak w banku ma Michael Gira. Swans wydadzą latem płytę, której tytułu nie znamy, ale wiadomo, że będzie ostatnią nagraną w tym składzie. Gira wspominał w wywiadach, wyobraźcie sobie, o jakichś „granicach”, do których zespół doszedł. Jest więc szansa, że na jesieni spotkamy się w tych samych miastach, w tym samym gronie, z tymi samymi zatyczkami w uszach i może nawet dotkniemy tej samej granicy, a kwestia albumu roku dla Swans stanie się przedmiotem tych samych żartów, powtarzanych po raz kolejny, więc pewnie nawet śmieszniejszych.

Zapowiada się dość pracowicie, więc już jutro parę słów o pierwszej z tych naprawdę mocno oczekiwanych premier, czyli albumie Blackstar Davida Bowiego.