Podsiadło, czyli Adele

Być może potencjał kultury jako siły zbierającej wszystkich wokół jakiejś wielkiej dyskusji powoli się wyczerpuje (jak twierdzą moi mądrzejsi koledzy), ale nie kończy się potencjał kultury jako siły, która potrafi sprawić, że ludzie wstaną z łóżka i znajdą jakiś cel poza umyciem zębów, zjedzeniem śniadania i wyjściem do pracy. Mówiąc krótko: kultura wciąż potrafi sterować masowymi emocjami. Fenomen ćwierć miliarda odtworzeń nowego klipu Adele w dwa tygodnie wyraźnie na coś takiego wskazuje. I można wagę kultury masowej umniejszać, ale nie sposób nie zauważyć efektu – w Polsce jego odpowiednikiem, w skali właściwej dla naszego kraju rzecz jasna, jest Dawid Podsiadło. Pewnie znacie, chociaż mogliście nie zauważyć, do kogo jest ostatnio podobny…

knick2 podsiadlo

Muzycznie na nowej płycie Annoyance and Dissapointment Podsiadło na szczęście w mniejszym stopniu niż dotąd przypomina kogokolwiek. Owszem, w pojedynczych nagraniach słychać unoszące się nad jego nagraniami nie od dziś echo Coldplaya (Cashew 161644) i sam fakt, że tak bardzo się to wówczas wybija na pierwszy plan, potwierdza raczej, że ogólnie skojarzenia są mniej uciążliwe. Ten wymieniony to utwór (że tak zacznę od minusów), którego tu być nie powinno. Ale już na przykład poprzedzający go na albumie Byrd to jedna z bardziej zaskakujących kompozycji w repertuarze Podsiadły, idąca w kierunku bardziej surowym, rockowym, rozwijająca się na płaszczyźnie instrumentalnej dużo ciekawiej niż piosenki z pierwszej płyty (są zresztą inne dowody takiego rozwoju – choćby Son of Analog). Jak w soczewce pokazująca mocne strony dzisiejszego Podsiadły: to, że ma grupę, grono stałych muzyków, o których myśli i z którymi pracuje, no i producenta, którego ambicje nie ograniczają się do nabicia wysokiej liczby radiowych odtworzeń.

Bałem się o ten powrót Dawida, paradoksalnie ze względu na jego często wzmiankowaną lojalność koleżeńską. Bo lojalność kazała mu zrobić w zeszłym roku skok w bok i wydać album z kolegami z zespołu Curly Heads. To nie była płyta na poziomie jego piosenek solowych, została też gorzej przyjęta przez rynek, a to zmęczyć publiczność i zaszkodzić karierze Podsiadły ewidentnie mogło. Jeśli nie zaszkodziło, to dzięki temu, że przy tej okazji artysta nie afiszował się zbytnio z własnym nazwiskiem. Dzięki temu łatwiej oddzielić Dawida w zespole od Dawida z zespołem. Na Annoyance and Dissapointment mamy tę drugą wersję. I formuła soft rocka z drobnymi naleciałościami innych gatunków w wydaniu solowym podoba mi się bardziej niż „noworockowe” granie w stylu sprzed dekady, które preferują Curly Heads.

Najbardziej jednak cenię u Dawida Podsiadły to, w jaki sposób rozwija się jako wokalista – luz, z jakim śpiewa na nowym albumie, to w porównaniu z debiutem zupełnie nowa jakość. I jeszcze to, jakim potrafi być ironistą. Sam tytuł nowej płyty – Irytacja i rozczarowanie – gra zabawnie z poprzednim (Szczęście i wygoda). Ale większe wrażenie robią teksty, pisane przez samego Dawida, a z pomocą Karoliny Kozak tylko w Pastempomacie. Szczególnie singlowy W dobrą stronę wskazuje na dobre wzorce. Opowieść o miłości staje się tu jakąś formą diagnozy społecznej. Kto takie rzeczy w polskiej piosence ostatnich lat potrafił robić? Ciechowski? Peszek? Możliwości interpretacyjnych jest niemało, nie ogranicza ich wcale świetny klip Piotra Onopy. Konwencja muzyki środka unika zwarć ideologicznych, tym mocniej działają ironicznie cedzone frazy w rodzaju Pomalujemy twarz białym i czerwonym / Przecież doskonale wiesz: patrzymy tylko w jedną stronę. Szanuję. Nie gorzej zresztą – a może nawet i lepiej, jeśli chodzi o budowanie pełnego skojarzeń tekstu (trochę w hiphopowej manierze), wypada utwór Bela. Mój problem polega na tym, że ja bym chciał całą płytę z takimi piosenkami po polsku. I konsekwentnie postuluję to od pierwszych nagrań Dawida. Mam nadzieję, że wraz z artystycznym dojrzewaniem znikną ostatnie mentalne ograniczniki – bo to zapewne one nie pozwalają mu się otworzyć całkiem, całkiem zaryzykować i zmierzyć się na całej płycie z trudną melodią polszczyzny. Jeśli chce podążać w stronę najlepszych wzorców polskiej muzyki środka ostatnich lat – musi to zrobić.

W otwierającym ten tekst zestawieniu nie chodzi tylko o prymat rynkowy obojga wykonawców. I broń Boże nie chodzi o bezpośrednie podobieństwa stylu. Chodzi przede wszystkim o to, że Podsiadło, podobnie jak Adele, tworząc muzykę na listy przebojów zachował w młodym wieku pewną niezależność artystyczną, a przede wszystkim nie stracił z miejsca wiarygodności, nie skończył tylko jako głos, stał się, ze swoimi wadami wieku dojrzewania i nieopierzeniem, ciekawą i ciągle dość tajemniczą, a zarazem dość spontaniczną osobą, w której młoda publiczność potrafi odnaleźć siebie i którą zaakceptuje jako gwiazdę na dłużej. Wydaje się to banalne, ale każde pokolenie odmierza tę wiarygodność po swojemu. Wartości z czasów grunge’u, punka czy lat 60. niekoniecznie się dziś sprawdzają. Idol młodzieżowy XXI wieku to ciągle zbyt słabo opisany fenomen, trudno o jakieś kategoryczne stwierdzenia, rzeczywistość jest płynna, utrzymanie uwagi publiczności za wszelką cenę – ryzykowne. Wiem jedno: na razie Podsiadło zdał egzamin trudnej drugiej płyty.

DAWID PODSIADŁO Annoyance and Dissapointment, Sony 2015, 7/10

dawid_podsiadlo_annoyance