5 płytowych odkryć (październik 2015)

Dziś same wyjątkowe zjawiska. Ulubiony artysta Ariela Pinka. Zagubiony w czasie miłośnik Johna Coltrane’a. Autorka najlepszego dyskotekowego przeboju o nostalgii. Artystka country, której nie wstyd zaprosić na festiwal awangardy. I jeden trzyosobowy Kolega. Październik jest zawsze jednym z tych trudnych miesięcy, kiedy premiera goni premierę, a dobra muzyka zagłusza lepszą. Postaram się więc tę ofertę nieco przepakować i zamienić w miniserię odkryć w odcinkach. Jesienny turniej różnorodnych i zaskakujących piątek, w którym naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie.

DOUG HREAM BLUNT My Name Is Doug Hream Blunt, Luaka Bop 2015, 8/10
Jeśli Ariel Pink się na tego zapomnianego soulmana powołuje, jeśli Dean Blunt składa mu hołd pseudonimem, David Byrne publikuje mu płytę, a pierwszy utwór na tym albumie (Fly Guy) kojarzy się z najlepszymi latami grupy Can, byłoby głupotą przejść obok tego obojętnie. Doug Hream Blunt to odkrycie XXI wieku tylko dlatego, że dziś masowo wyznaje się kult amatora, a ten Amerykanin został artystą przypadkiem – w połowie lat 80., jako 35-latek wziął udział w warsztatach „Jak założyć zespół?”. Pomyślane były dla dzieci, ale zgłosili się sami dorośli, więc Blunt z tych dorosłych sformował zespół, z którym po wielu miesiącach prób nagrał płytę zestawioną z bardzo prostych, dwu-, trzyakordowych kompozycji z niezłymi partiami wokalnymi i banalnymi gitarowymi solówkami, w stylu nieco nieudolnie momentami mieszającym soul i funk. W swoim czasie ten album nie trafił nawet do profesjonalnej dystrybucji. Ale że czasem z większej odległości widać lepiej, łatwiej dziś docenić oryginalność i talent Blunta, który amatorską konwencję wykorzystuje tu w sposób zasługujący na uwagę, a chwilami nawet na podziw.
Album ukazał się 16 października. Do kupienia tutaj.

ODETTA HARTMAN 222, Northern Spy 2015, 7/10
Kto mieszka w Nowym Jorku, prawdziwym country’owcem pewnie nie będzie. Ale za to ileż można z tą konwencją zrobić, przerabiając ją na różne sposoby! Odetta Hartman zajmuje się właśnie czymś takim – śpiewa i akompaniuje sobie na banjo albo gitarze, nagrywa w domu, zniekształca brzmienia instrumentów, wychodzi w stronę bluesa albo stylu surf czy psychodelii, sięga nawet po sampling, syntezator i zniekształca wokal. Brzmi to trochę po śmieciarsku, ale też bardzo garażowo. Utrwalone zostało na kasecie w limitowanym nakładzie, która – co ciekawe – kosztuje mniej niż wersja cyfrowa (a zawiera również wersję cyfrową). Trzeba też koniecznie zainteresować się poprzednią EP-ką Odetty Hartman zatytułowaną BARK i utrzymaną w zupełnie innym klimacie. Moim zdaniem – jeszcze lepszej. Gdy piszę te słowa, artystka nie ma jeszcze nawet tysiąca lajków na Fejsie, ale to się z pewnością szybko zmieni.
Album ukazał się 2 października i jest dostępny tutaj.

NAT BIRCHALL Invocations, Jazzman 2015, 8/10
To sprawa dużo większego kalibru. W ostatnim rocznym zestawieniu płytowym za 2014 umieściłem album koncertowy kwintetu Nata Birchalla. Nowa studyjna płyta tego brytyjskiego saksofonisty, niegdyś grywającego reggae, jest równie ciekawa, chociaż zmienił się skład – perkusista Johnny Hunter gra bardziej gęsto, ale w ryzach stylistycznych całość trzyma tenor lidera i fortepian Adama Fairhalla. Oba te instrumenty odnoszą się do starych albumów Alice Coltrane i Pharoah Sandersa. Mamy więc uduchowiony jazz w coltrane’owskim stylu, zresztą z jedną późną kompozycją Coltrane’a (To Be) na pokładzie, ale grany z nieprawdopodobnym zacięciem i żelazną zespołową dyscypliną. Baza jest więc zdecydowanie bardziej niż poprawna, a gdy Fairhall wychodzi na czoło w tytułowym Invocation, a Birchall buduje długie solo na wschodnich skalach w Njozi, robi się naprawdę poważnie.
Płyta ukazała się 23 października i można ją kupić tutaj.

KOLEGA DORIANA Kolega Doriana, BDTA 2015, 7/10
Jeśli patrzysz na zdjęcie, widzisz trójkę młodych ludzi z saksofonem, gitarą i perkusją, a potem słuchasz 15-minutowego nagrania otwierającego płytę i przez dużą część nie słyszysz żadnego z powyższych instrumentów, to znaczy, że musiał to wydać Bocian lub BDTA. Ponieważ zespół jest z Polski, BDTA staje się bardziej prawdopodobna. Ale oczywiście wszystko to wiedziałem tak naprawdę, kupując tę płytę. Wrocławska improwizująca, a przynajmniej eksperymentująca z komponowaniem (partytury graficzne) grupa Kolega Doriana proponuje muzykę nieprzesadnie hałaśliwą i niekojarzącą się z duchem free (poza tym przywaleniem zbiorową improwizacją saksofonu i perkusji w 3), bardziej już z powolnym trybem opowiadania grupy The Necks i pochodnych. Dogadałaby się cała trójka choćby z Mikiem Majkowskim. Trochę to może jeszcze i nieopierzone, ale nawet w warunkach mocno już zabudowanej polskiej sceny zaskakuje oryginalnością. Jeśli chcecie poczytać więcej, to jak to często bywa, odsyłam do Bartosza Nowickiego, który opisał Kolegę nie tylko szerzej, ale i wcześniej. Przydałby się jakiś nośnik fizyczny z tą ładną okładką, ale i bez niego wstyd przeoczyć (szczególnie za taką cenę). UPDATE (wydawca szybko zareagował): Nośnik fizyczny jest. 111 egzemplarzy!
Płyta wyszła jeszcze we wrześniu, w wersji cyfrowej (dostępna jest tutaj)

DOE PAORO After, Anti- 2015, 7/10
Jeszcze jedna wokalistka z kręgu nowej muzyki R&B i muzyki elektronicznej, której muzyka okazuje się nieco bardziej schematyczną wersją tego, co proponuje James Blake, a momentami uwspółcześnioną wizją trip-hopu. Wydaje mi się jednak, że Doe Paoro – albo Sonia Kreitzer, bo tak się naprawdę nazywa – ma spory talent do łatwiejszych nagrań klubowych. Świadczy o tym rewelacyjna Nostalgia, którą od razu powinno kupić do swojego repertuaru kilka dużych popowych gwiazd. Produkuje – i to znamienny fakt – perkusista Bon Iver Sean Carey, który nagrywał tę płytę w domowym studiu Justina Vernona (wiadomo – szef projektu Bon Iver). Świetne momenty, choć są na tym debiutanckim albumie także dłużyzny. Nie polecam ani kupować w ciemno w całości, ani próbować przeoczyć.
Album ukazał się 25 września, w Polsce od 2 października. Do kupienia tutaj.