Bardzo, bardzo, bardzo długie pożegnanie

Zaprosiło mnie na dziś radiowe „Pop-południe”, żeby rozmawiać o zespołach, które istnieją za długo. Zacząłem sobie w głowie zliczać, kogo by tam można uwzględnić. I szybko straciłem rachubę. Rock ma pod tym względem problem – zbudowany został na kulcie młodości. Na buncie przeciwko starszym, który w ogóle z dzisiejszej perspektywy staje się dość absurdalny. Miałem ostatnio słuchać wystąpienia prof. Szlendaka, kiedy udowadniał, że tego typu międzypokoleniowych tarć już nie ma – jeśli coś między dziećmi i rodzicami występuje, to niezrozumienie. Formuła „Za starzy na rock’n’roll, za młodzi by umrzeć” z tytułu płyty Jethro Tull to coś, co za chwilę trudno będzie młodym ludziom wytłumaczyć (skoro już ma zostać to niezrozumienie…). W każdym razie od strony artystycznej na szczęście nic się nie zmienia: masz coś do powiedzenia, potem stopniowo coraz mniej, a na końcu pewnie tyle co nic. Tylko gdzie ten koniec?

Mam perfekcyjny przykład. Jeśli brać pod uwagę teksty – od dobrze znanych „Niepokonanych” po „Wszystko ma swój czas” na nowej płycie – grupa Perfect już ze 20 lat szykuje się na pożegnanie z publicznością. I w tym pożegnaniu się zakonserwowali jak mucha w bursztynie. Wyglądają z grubsza tak samo, śpiewają z grubsza to samo, z grubsza o tym samym i na tych samych scenach. Ten sam Edward Lutczyn odpowiedzialny jest za okładkę kolejnej płyty utrzymaną w z grubsza tej samej stylistyce. Mam nawet wrażenie, że ze strony zespołu ma to być to jakaś perfidna forma tortur. Markują odejście, a tymczasem urządzają sobie na płycie „DaDaDam” stylistyczny przegląd kariery. A to eony czasu – kariera Chopina trwała krócej, a w ciągu takiego okresu Beethoven częściej i wyraźniej zmieniał styl. Do nowych kompozycji, autorstwa głównie gitarzysty Darka Kozakiewicza, słowa – nostalgiczne, pełne myśli pesymistycznych i ostatecznych – dopisał przekrojowy zestaw polskich tekściarzy: Cygan, Loebl i Mogielnicki, a do tego Robert Gawliński i Wojciech Waglewski. Zgaszony nieco wysiloną oprawą tekst „Nigdy dość” autorstwa tego ostatniego to zresztą format pożegnania, którego po grupie z takim dorobkiem bym oczekiwał („Nigdy dość tego, co trwa mać”). Podobnie jak mrugnięcie okiem na końcu w utworze nagranym z orkiestrą straży pożarnej, co też zresztą szacowna grupa mogła podpatrzeć u Waglewskiego.

O wypromowanie kidultów posądzano clubbing i świat reklamy. Ale to cała ta rockowa generacja jest odpowiedzialna za przesuwanie granicy młodości do absurdu. Keith Richards jest na wieki wykonawcą młodzieżowym. Ba, z roku na rok coraz młodszym. A nawet jeśli czegoś się w kręgach rockowych nie ocenia przez pryzmat „wiecznej młodości”, to mówi się o tym jako o „starym dobrym” – kategoria wieku jest ciągle obsesją gatunku. Dlatego pewnie Perfect żegna się bardzo powoli, jakby czekając na nieśmiertelność. „I przychodzi kres na kres” – czaruje. Ta okładka Lutczyna – wyglądająca wyjątkowo archaicznie, szczególnie dla kogoś, kto właśnie czyta książeczki z serii „Poczytaj mi mamo” swoim pociechom i przypomina sobie tamtą estetykę – sugeruje już jednak pewien rodzaj zdziecinnienia, a popisy w instrumentalnym „Speedy Tune” i jeszcze kilka fragmentów płyty niestety także. Ale jeśli to jednak finał, przyznajmy: w ich karierze i tak dużo się już zadziało jak na zespół, który już na pierwszej płycie, w jednej z ładniejszych piosenek, zastrzegał „Niewiele ci mogę dać”.

perfect_dadadamPerfect „DaDaDam”
Polskie Radio 2014
Trzeba posłuchać: Było.