Zew drzew

Odniosę się najpierw do różnych towarzyskich pytań i zaczepek, które pojawiły się po przeprowadzkowym wpisie: pomieszczenie ma 5,5 m kw. i z pewnością nie jest tak spektakularne jak pokazywane swego czasu mieszkanie Piotra Metza. Miało być garderobą, ale w wyniku długich negocjacji zostało zamienione w płytotekę. Po prawie dwóch tygodniach przestawiania skomplikowanej układanki kartonowych pudełek (wszystkie wylądowały w tym samym pomieszczeniu, razem z regałami Besta i Expedit/Kallax – chwała Szwedom, że nie zapomnieli o płytotekach w czasach chmury – i nadstawkami nad regały) udało się pomieszczenie doprowadzić do stanu używalności, wstawić małe głośniki i finalne rozkładanie płyt po półkach przeprowadzać już przy dźwiękach muzyki. I niemal zerowym pogłosie. Bo jeśli chodzi o materiał tłumiący, to warto pamiętać, że świetnie tę funkcję pełnią książki lub właśnie płyty, niekoniecznie trzeba od razu szukać ustrojów akustycznych za tysiące złotych. Dobrze się słucha w tych warunkach lasu, więc na ostatniej prostej towarzyszył mi nowy Jacaszek.

W ogóle to słuchanie lasu to ostatnio dla mnie jakiś leitmotiv, chociaż nie ruszałem się z miasta. Po pierwsze, wyszła reedycja „La Selvy”, słynnej płyty Francisco Lopeza, o którym miałem nawet okazję krótko porozmawiać tej nocy z gościem Dwójki, Krzysztofem Topolskim (o którego imprezie – gdańskim Soundplayu – warto pamiętać!). Album totalny, prezentujący las jako najbardziej nieprawdopodobny organiczny syntezator, ze stałymi, okresowymi przebiegami dźwiękowymi i plątaniną chaotycznych partii „solowych”. Na gdańskim festiwalu temat wróci zapewne – nawet już na jutrzejszych warsztatach, bo prowadzić je będzie John Grzinich, autor m.in. ładnych leśnych nagrań terenowych z Estonii (do posłuchania tutaj: http://maaheli.ee/main/archives/3470). Las ze swoją również bardzo specyficzną akustyką bywał też ekstrawaganckim miejscem nagrań – choćby dla projektu Forest Underground. Bywał też stałym obiektem zainteresowania kompozytorów, którzy szukali w nim zapewne tych właściwości, jakich dworska czy kościelna muzyka nie mogła zaoferować, w najgorszym razie dronów epoki przedelektronicznej. Do tego nawiązuje zresztą Michał Jacaszek, pisząc o tym, że inspirował się muzycznymi opowieściami o ptakach autorstwa Olivera Messiaena, samemu odpowiadając na nie własnym „Katalogiem drzew” – „Catalogue des arbres”.

Jacaszek na swojej długo zapowiadanej i wydanej z lekkim poślizgiem płycie dla Touch Records (znów dygresja – Jon Wozencroft, szef Touch, będzie gościł w Gdańsku!) po raz kolejny montuje nagrania terenowe z dźwiękami tradycyjnych instrumentów. A właściwie nie tyle montuje, co próbuje zespolić, rozmywając sprytnie granicę pomiędzy nimi. Zyskuje przy tym świetnych współpracowników w postaci grupy Kwartludium, otwartych i elastycznych tak, jak tego wymagał sam pomysł, potrafiących się poruszać na linii od subtelnej sonorystyki, zadziwiających brzmień flażoletów, po dzikie rejony współczesnej muzyki improwizowanej, ale bez odwracania uwagi od całości brzmienia – nie ma tu miejsca na popisy. Wspólnie stworzyli album, z którym trudno się oswoić, niebanalny zarówno w kategoriach nurtu nazywanego czasem – choć trochę bezsensownie – modern classical, jak i muzyki z okolic ambientu. Brakuje tu może jednego utworu, który byłby osią całości – czymś takim było „Dare-Gale” na płycie „Glimmer” przed trzema laty – ale całość idealnie i szczelnie wypełniła tę moją płytową przestrzeń. Najbliżej takiej wiodącej roli jest dynamiczny „From a Seashell”.

Ciekaw jestem, jak się będzie ta współpraca rozwijać – i czy będzie miała ciąg dalszy. No i z jakim przyjęciem spotka się „Catalogue des arbres” na świecie, bo moim zdaniem to rzecz warta wzmianki także w światowym kontekście, a dla Jacaszka wydawnictwo bardzo ważne, w pewnym sensie ukoronowanie dotychczasowej drogi, bo pokazujące w dobrych proporcjach – i w dość przystępnej jednak formule – różne wątki pojawiające się wcześniej w jego muzyce. W sobotę polska płytowa premiera na III Targach Niezależnych Wydawców na warszawskim pl. Defilad. To nie byłaby najgorsza sceneria dla koncertu całej formacji poprowadzonej przez Jacaszka, szczególnie w ten weekend, umiarkowanie ciepły i umiarkowanie spokojny – gdy książka „Soundplay/Dźwiękowiska” z esejem o podsłuchiwaniu, zyskała nowy kontekst. W tej dziwnej sytuacji szedłbym muzycznie w Jacaszka i w jego drzewa. Jak to było? „Nie było was, był las”.

JACASZEK & KWARTLUDIUM „Catalogue des arbres”
Touch/Gusstaff 2014
Trzeba posłuchać: „From a Seashell”.