Znów jest zeń słów niepotraf

Dwa tygodnie temu Michał Witkowski – na łamach kawiarni literackiej „Polityki” – wyjaśniał, dlaczego warszawski pl. Zbawiciela mógłby być placem Białoszewskiego. Nie dość, że bliski mi jest wniosek końcowy jego tekstu (przy czym nie mam właściwie nic przeciwko dotychczasowemu patronowi placu), bo lubię twórczość Mirona, to jeszcze zgadzam się z argumentacją – autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego” był bowiem wzorem hipstera w PRL-u jak mało kto. W kulturze nisz, odludków, dziwności i osobności odnalazłby się znakomicie. A dziś pewnie by się dodatkowo cieszył z premiery – po latach – swoich nagrań dźwiękowych. Rejestrowane przez 20 prawie lat – z małymi przerwami – głównie na mały, przenośny magnetofon grundiga, miały w jego opinii walor taki oto, że ocalały utwory literackie w wersji czytanej na głos, którą uważał za niemożliwą do zastąpienia przez inny rodzaj doświadczenia. Kto w podstawówce wykrzykiwał na głos szalone frazy z wierszy Mirona, wie, o czym mowa. A kto sobie kupi nowe wydawnictwo Bołt Records, z pewnością się o tym przekona.

Wczoraj urządzaliśmy w Dwójce z Jackiem Hawrylukiem małą premierę radiową całego wydawnictwa: „Białoszewski do słuchu” to 6 płyt zebranych w czterech tomach (oddzielnie teatr, wiersze dźwiękowe, kabaret i wydane kilka lat temu głośne „Chamowo”). Samego Białoszewskiego w roli interpretatora własnych utworów nie będę nawet próbował recenzować. Nie potrafiłbym. Są tak zespolony z nim, z jego głosem, że udowadniają wyżej wspomnianą tezę o wpisanej w nie dźwiękowości. Bawił się w nagrywanie i słychać, że w żadnym momencie tej świeżości i pasji nie stracił. Jakość tych amatorskich nagrań prywatnych (były jeszcze i radiowe, ale te zebrane na płytach stanowią wyciąg z domowego archiwum pisarza) pozostawia sporo do życzenia, i tak mnóstwo zrobiono dla ich odrestaurowania i nie spodziewajcie się hi-fi. Za to trzem spośród tomów towarzyszą wizje muzyczne i każda jest na tyle inna, że warto się pochylić nad każdą z osobna. Zresztą dwóch autorów – Marcin Staniszewski i Patryk Zakrocki – mieli okazję tłumaczyć się wczoraj na antenie.

Mikrokolektyw i jego wersje wierszy dźwiękowych Mirona – najkrótszych form w zestawie – to najłatwiejsza rzecz na początek. Urokliwe, melodyjne miniatury brzmią tak, jak gdyby Artur Majewski i Kuba Suchar traktowali Białoszewskiego jakiego trzeciego kompana do improwizacji. Zresztą nawet wyobrażam sobie taką kooperację, gdyby – dajmy na to – Pardon To Tu lub Powiększenie (albo Ośrodek Postaw Twórczych) przenieść w czasie do lat 70.

Marcin Staniszewski zaprosił z kolei Mirona do swoich czasów. Jego czytany materiał z „Chamowa” – obsesyjne wręcz słuchanie życia bloku na Lizbońskiej, do którego przeniósł się autor i do którego miał stosunek co najmniej ambiwalentny – najpierw dodatkowo oczyścił i przeniósł (pogłosy, efekty) w świat dzisiejszego bloku/apartamentowca. Stąd gadający domofon, brzęk przychodzących wiadomości na fejsie, gra na rurach i inne zbierane wewnątrz budynku odgłosy. Staniszewski zręcznie popchnął rzecz nieco dalej w stronę kompozycji muzycznej, ale tak naprawdę koncentruje się na oddaniu ducha tej fascynacji żyjącym organizmem budynku, podsłuchiwania jego odgłosów i dźwięków ludzi.

Patryk Zakrocki poszedł z kolei kluczem szaleństwa teatralnego tekstu „Osmędeuszy”, w którym Miron chwilami wchodzi w rolę wokalisty. Skrzypek i kompozytor – a w tej roli bardziej multiinstrumentalista, bo brzmień tu co niemiara – mnoży motywy, krótkie melodie, próbując stworzyć akompaniament dla Białoszewskiego, nadążyć za jego zmieniającym się z minuty na minutę utworem. W tej wersji to utwór jeszcze bardziej dynamiczny, zaskakujący. Odwrotnie niż u Staniszewskiego mamy tu raczej do czynienia z postarzaniem aranżu, a nie doczyszczaniem samego Mirona. Efekt jest jednak równie zdumiewający i bardzo, bardzo wciągający. Właściwie te trzy reinterpretacje byłyby dobrym powodem, żeby wydać boks, a przecież gros materiału to po prostu oryginalne, archiwalne nagrania z kasetoteki Białoszewskiego.

Wczoraj rozmawialiśmy w radiowej Dwójce między innymi o pierwszym kontakcie z Mironem Białoszewskim. Otóż mój pierwszy kontakt, który rzuci też światło na tytuł niniejszego wpisu, brzmi tak:
męczy się człowiek Miron męczy
znów jest zeń słów niepotraf
niepewny cozrobień
yeń

MIRON BIAŁOSZEWSKI (I INNI) „Białoszewski do słuchu” vol. I-IV (6CD)
Bołt Records 2014
Trzeba posłuchać: W całości będzie to niełatwe, ale warto zacząć od muzyki Mikrokolektywu oraz słuchowisk Marcina Staniszewskiego i Patryka Zakrockiego. Okładka boksu wyciągnięta z Serpenta. Okładki poszczególnych tomów tego ważnego wydawnictwa i więcej informacji tutaj.