Springsteen i Knopfler jadą do Indii

Wiecie, jaki jest największy pożytek z The War On Drugs? Przywracają przyjemność ze słuchania Dire Straits, bez obciążeń towarzyskich związanych ze słuchaniem Dire Straits. Wiecie, jaki jest drugi największy pożytek z The War On Drugs? Pozwalają słuchać muzyki oznaczonej jako „indie rock”, która brzmi niczym Dire Straits, czasem w nieco ulepszonej wersji. A wiecie, jakie jest największe niebezpieczeństwo związane z jej słuchaniem? Dzieciaki, które Dire Straits nie pamiętają, kupią sobie zaraz całą dyskografię Knopflera (a to może wpłynąć na modę). Wpływy grupy The War On Drugs są oczywiście nieco bogatsze. Odkrywałem je tutaj (ukryte w specjalnej spoilerowej części recenzji) i po trzech latach – jak na klona Springsteena i Knopflera przystało – niespecjalnie się zmienili. Czy zatem słuchanie ich muzyki dalej przynosi taką przyjemność? Czy konsekwentnie, jak to się mówi, podążają tą samą ścieżką? Czy wreszcie ich prosta muzyka dalej cieszy podobnie dopracowaną produkcją, w której też nie znajdziemy nic nowego? Czy płyta „Lost In The Dream” warta jest nabycia? Czy pięknie grają, panie doktorze? Czy wreszcie strona pierwsza, utwór pierwszy to jazda obowiązkowa? Czy fakt, że są tu podziękowania dla Kurta Vile’a i Destroyer, sygnalizuje powstanie jakiejś nowej sceny? Czy „Red Eyes” jest dobrą kandydatką na Listę Przebojów Trójki? I czy mimo skojarzeń warto się zapoznać z działalnością Adama Granduciela? Odpowiedź na te wszystkie pytania w kolejnym akapicie recenzji.

Tak.

THE WAR ON DRUGS „Lost in the Dream”
Secretly Canadian 2014
Trzeba posłuchać: „Red Eyes”, „Under the Pressure”.