Ciemna strona Dire Straits

Nie myślałem, że kiedykolwiek wróci moda na leniwe podgrywanie bluesowe w stylu Marka Knopflera. A tu – bum. Czy raczej – boom, sądząc po dotychczasowych recenzjach Darkside, duetu chwalonego przeze mnie Nicolasa Jaara i gitarzysty Davida Harringtona. No więc krótko o tej płycie, a o Unsoundzie jeszcze nieco później.

To jedna z najlepiej ocenianych dotąd płyt w tym roku, jeśli wziąć pod uwagę średnią, co od razu sugeruje, że musi być też mocno średnia. „Psychic” – zestaw zdystansowanych, eleganckich form elektronicznych, które z okolic lounge’u – z drobnymi naleciałościami ambitniejszych odmian house’u i budowaniem dramaturgii metodami muzyki tanecznej, mimo niższego tempa – przenoszą się w stronę psychodelii i rzeczonego bluesa (to ostatnie skojarzenie tylko pogłębiają głębokie wokale). No bo ten Knopfler wśród bezpośrednich odniesień to fakt, podobnie jak David Gilmour. Pitchfork z analogii do „Dark Side of the Moon” uczynił podskórny leitmotiv swojej recenzji relacjonującej objawienie, które moim zdaniem takowym nie jest, choć pozostaje przyjemną sezonową zabawką.

Płyta ma momenty zdecydowanie lepsze („Freak, Go Home”) i gorsze („The Only Shrine I’ve Seen”), nierzadko tuż obok siebie. Ale cała wizja przemontowania starego rockowego motywu na nowo pachnie naftaliną. Poza masą przeróżnych remiksów „Another Brick In the Wall” – bo to w oczywisty sposób ważniejszy punkt odniesienia niż „Dark Side…” – miało w historii całkiem zabawne do dziś wersje disco (Pink Project) i psychodeliczny trip Porcupine Tree – więc powiedzmy, że wizja Jaara i Harringtona jest po prostu nową i modniejszą reakcją. Tamte się zestarzały, ale w swoim czasie robiły wrażenie. A po trosze jest też to wszystko hołdem dla tamtej starej estetyki, po drodze zahaczającym o mnóstwo innych motywów (Gonjasufi we „Freak…”, The Beta Band w „Heart” itd.). Na pewno nie reakcją subwersywną, że tak użyję brzydkiego słowa, ta wizja raczej świadczy o zwyczajnym ukochaniu pewnych ambiwalentnie dziś przyjmowanych motywów. Słowem: na kanapę i to na całkiem długo, w roli, za przeproszeniem, wyrafinowanej muzyki tła.

Ostatnio był u mnie kolega po fachu, by porozmawiać o hipsterach. I żartem zwróciłem uwagę na jego torbę – z obrazkiem z okładki „Ciemnej strony…” Floydów – mówiąc, że to z pewnością hipsteria nie jest. Zgodził się i powiedział, że taki był jego punkt wyjścia. Album „Psychic” pokazuje, że już niebawem zaczną wyzywać od hipsterów także fanów Pink Floyd.

DARKSIDE „Psychic”
Matador 2013
Trzeba posłuchać: „Freak, Go Home”, „Golden Arrow”.