Całkowita utrata płynności

Nie chodzi tylko o finanse. Wakacje zafundowały mi całkowitą utratę płynności także w dziedzinie blogowania. To najbardziej niebezpieczny dla zdrowia okres w roku, kiedy nagle przez pewien czas przełączamy się na robienie czegoś zupełnie innego niż zwykle. Składa się z trzech okresów. Szarpnięcia, które pozwala wykonać awansem część pracy a conto okresu wyjazdowego. Szarpnięcia związanego z powrotem, czytaniem maili i wykonywaniem nieuchronnie zebranej zaległej roboty po wyjeździe. No i tego, co jest pomiędzy jednym a drugim szarpnięciem – czyli okresu nerwowego wyczekiwania na to, co się zawali po drodze.
Ale ogólnie to z góry dziękuję, to były bardzo miłe wakacje.

Dziękuję też z dołu za podtrzymywanie dyskusji w komentarzach i nienagabywanie mnie za opuszczenie posterunku na tak długo. To by tylko pogłębiło stresy okresu wyczekiwania – chociaż prawda, że skutecznie się przed tym zabezpieczyłem, odcinając się od Internetu. Z muzycznych tematów w telewizji w miejscu wypoczynku przemknęła mi tylko sprawa Varga Vikernesa. A z muzycznych nabytków – kompilacja zmarłego niedawno Georgesa Moustakiego (ciekawe, co by na ten temat powiedział red. JH). Prezent, nie zakup.

Połowa muzyki zgranej do samochodu w postaci plików mp3 nie chciała się odpalić (samochód na szczęście tak), więc skutecznie odciąłem się też od większości ostatnio słuchanych płyt. Na wysoką rotację trafiła więc zabrana na CD płyta Fismolla, o której trochę słyszałem już wcześniej – że oczywiście polski Bon Iver (bo już zdążył zaistnieć jako taki w komentarzach z sieci), że bardzo dobrze się zapowiada, dobrze śpiewa, młody i ma grono kolegów ze szkoły muzycznej, którzy mu pomogli nagrać ten debiutancki album. I wystarczy.

Płyta ma w zasadzie wszystkie zalety współczesnego pop-folku, z jego świeżością brzmieniową i sporym urozmaiceniem, no i kapitalną produkcją, ale zarazem też sporo kontrowersyjnie przyjmowanej słodyczy charakterystycznej m.in. właśnie dla Vernona. Daje przy tym jednak trochę szerszą perspektywę zainteresowań – w jednym nagraniu „Let Me Breathe Your Sigh” można znaleźć intro jak z Antony’ego, a potem refren mocno kojarzący się z „Don’t Stop The Music” Rihanny w przeróbce Jamiego Culluma. A zatem od wysokiego nowojorskiego ąę, po porządne, ale już typowo estradowe granie. Definiuje ten album jednak – co stwierdziłem z zaskoczeniem po kolejnym odsłuchu – instrumentalny utwór „Flowering”, który uświadamia nam, że to folk budowany w najlepszych momentach na, powiedzmy, nieco postrockowych, dynamicznych środkach wyrazu (tak jest także w utworach następujących później, w tym chyba najlepszym w zestawie „Time Of Glimmers”). Poza tym oczywiście pojawiają się gdzieś w aranżach wątki skandynawskiego popu, co robi z „(At Glade)” dobre katalogowe towarzystwo dla albumu Kari Amirian – w końcu to ta sama wytwórnia!

Parę razy w trakcie tych wakacji zastanawiałem się, czy te anglojęzyczne wokale nie będą Fismollowi przeszkadzać tak jak innemu niedawnemu debiutantowi, Dawidowi Podsiadle (wracam do przerwanego wątku – to się popowo ostatnio zrobiło na blogu!). I mam wrażenie, że nie aż tak, bo nie oznaczają twardego kojarzenia się z konkretnym anglosaskim wokalistą, jak w tamtym wypadku. Poza tym Fismoll ma – z całym szacunkiem dla Podsiadły – większe szanse na zaistnienie poza krajowym rynkiem muzycznym. Na razie jednak życzę mu tego, żeby na rodzimym dostał to, na co zasłużył. Sądząc po 200 tysiącach odsłuchów singla na YT, jego kariera już płynności nabiera, a ja mogę z dużym spokojem wrócić do całej tej zaległej korespondencji, łagodząc z pomocą „(At Glade)” swoje wakacyjne szarpnięcie.

FISMOLL „(At Glade)”
Nextpop 2013
Trzeba posłuchać: „Flowering”, „Time Of Glimmers”, „Look At This”. No i jeszcze „Let’s Play Birds”, bardzo dobry, ze smakiem nagrany singiel.