Trzy znaki końca hipsterii

Pierwsza to oczywiście majtki. Jeśli ktoś dawno nie był w galerii handlowej, mógł nie zauważyć, że jedna z bieliźniarskich sieci wywiesiła je na wystawie z podpisem: „Nowy wzór: HIPSTER”. Wzór oczywiście jest tak samo stary jak sam hipster, bawełna, gumka, rozporek z przodu – majtki, chciałoby się rzec, w najbardziej klasycznym wydaniu. Ale skoro histeria wokół hipsterów weszła już na ten poziom, że fakt noszenia gaci uznaje się za oznakę hipsteryzmu, trzeba uciekać.

Choćby w muzykę. Tu odnajdujemy znak drugi , czyli najnowszą płytę Deacon Blue (czasy sławy tego zespołu skończyły się jeszcze zanim się zaczął renesans hipsterów) „The Hipsters”, wydaną właśnie w Polsce pod patronatem radowej Jedynki i pisma „Świat Elit”, co oznacza, że do miana hipsterów aspirują teraz nieco starsi i pojęcie jak nic zmieni za chwilę charakter. W utworze tytułowym DB śpiewają o próbie przyciągnięcia uwagi hipsterskich dziewcząt i chłopców. Nie dodają nic o majtkach.

Trzecia sprawa to fakt, że hipsterów zaczęto wymieniać w jednym zdaniu z lemingami i zestawiać – ja rozumiem, że hipster to w dużej mierze konstrukt, ale ma choć odrobinę zaplecza kulturowego, ma historię, podczas gdy lemingi, co każdy wie, są fantazją medialną. Owszem, obie grupy nie istnieją, ale druga nie istnieje w sposób jeszcze bardziej kategoryczny. Za chwilę zaczną się (tu boję się nawet o moją macierzystą gazetę, która pokochała pojęcie „słoików”) pojawiać tabelki i psychotesty – kim jesteś: hipsterem, lemingiem czy słoikiem.

Najmocniej jednak za końcem hipstera przemawia to, że coraz trudniej znaleźć coś, co jest zdecydowanie i niepodważalnie niehipsterskie. Przeszukałem dziś szafę w redakcji w poszukiwaniu płyty, która wątpliwości nie pozostawia. Znalazłem to, ale to byłby ejdżyzm, bo przecież w młodości ta sama wokalistka była znacznie bardziej hipsterska.

W końcu zdecydowałem się na reedycję Perfectu. Już samo wymienienie tej nazwy spowoduje, że rozstąpi się z odrazą tłum na placu Zbawiciela, a jedynym budynkiem, gdzie przywitają was z otwartymi ramionami, będzie pewnie tamtejszy kościół. Perfect, choć ma status dinozaura i choć stworzył pokoleniowe hymny („Perfect” był jedną z pierwszych płyt, które poznałem w całości – tyle że bez muzyki, ale w postaci zestawu tekstów przepisanych od siostry ciotecznej), potem legendę rozmienił na drobne, a na końcu i te drobne zgubił.

Pisać o wydanym właśnie wznowieniu pierwszej płyty Perfectu nie ma sensu z dzisiejszej perspektywy, bo choć produkcyjnie brzmi nieźle (całość przyzwoicie nagrania, kapitalna oszczędna perkusja Szkudelskiego), to jest głosem z zupełnie innej epoki, poza tym wszystkie piosenki każdy poznał, choćby przypadkiem, drogą kulturalnej osmozy. Nie będę więc się rozpisywał, że „Bażancie życie” jest trochę przegadane, a najgenialniejszym utworem Perfectu było dla mnie zawsze „Ale wkoło jest wesoło”. Ani że grupa była w tym czasie bardzo skupiona na kolektywnym graniu, dyscyplinie, ani że nigdy potem taka zwarta rytmicznie ich muzyka nie była, ani że miała tu jeszcze pewne nierockowe naleciałości (nie bez kozery zespół zaczynał jako Perfect Show & Disco Band), ani że stylistycznie pożyczała sporo od modnych zachodnich kapel. Wystarczy napisać jedno: to jest pierwsza kompaktowa edycja albumu, który oryginalnie ukazał się 32 lata temu. Cudem zdążyli przed końcem płyty kompaktowej, nawiasem mówiąc.

Przez 32 lata nawet zasady ortografii doczekały się uporządkowania (choć mimo to w nowej edycji płyty jest „w koło” zamiast „wkoło”), a jedna z najważniejszych polskich płyt rockowych nie miała wznowienia. Takie tam paradoksy. O paru innych pisałem ostatnio na łamach „Polityki”. Ale te już dużo bardziej – hm, w sumie pożyteczne słowo – hipsterskie. Choć tu, przy tej samej ulicy, gdzie piszę te słowa (i gdzie mieści się dziś redakcja „Polityki”), w roku 1983 ustawiło się w kolejce po autografy Perfectu parę tysięcy osób, bez pomocy Tweetera czy jakichkolwiek innych nowomediowych dopalaczy. I to powinni wziąć pod uwagę producenci majtek. Bo to jest prawdziwy znak tego, że każda hipsteria zamienia się z czasem w swoje przeciwieństwo, więc nie ma sensu przesadnie się nią przejmować.

PERFECT „Perfect”
Polskie Nagrania 1981/Polskie Radio 2013
Trzeba posłuchać: „Ale wkoło jest wesoło”. Nie podklejam tu żadnej wersji, ale z pewnością warto porównać tę starą z tą nowszą. Różnica jest potężna.