Dreszcz starszy ode mnie

Mija 40 lat od pierwszej płyty Steely Dan. Zawstydził mnie tą wiadomością serwis Rock’s Backpages – w osobie Barneya Hoskynsa, który opublikował okolicznościowy tekst o fenomenie popowego zespołu, który potrafił połączyć to, co najbardziej tandetne, z tym, co najbardziej wysublimowane. Słowem wysoko-niska kultura, która w żadnym razie nie stała się kulturą średnią. Ba, zdołała zachować najbardziej ekstremalne i wyraziste cechy obu biegunów. Jedna piosenka, „Do It Again”, opowiada od razu znaczną część tej historii w ciągu niewiele ponad pięciu minut jako pierwszy track płyty „Can’t Buy a Thrill”, którą – wbrew tytułowi – można było kupić. Od października 1972 roku.

„Wielokrotnie i na różne sposoby mówiono już, że tym, czego dziś potrzebuje świat, jest kolejny zespół rock’n’rollowy” – rozpoczyna się słowo wstępne do tego albumu. Ci, którzy tej płyty nie znacie – przede wszystkim trudno wam będzie uwierzyć, że to debiut. Definicja tego słowa nie obejmuje czegoś tak dojrzałego, nagranego z taką świadomością do formy i takim arsenałem jazzowych środków w służbie muzyki pop, subtelnie wykorzystanych. Może wam to jedynie sugerować lekkie zamieszanie w wokalach – na „Can’t Buy a Thrill” Fagen jest tylko jednym z trzech, albo nawet czterech (jeśli wliczyć Waltera Beckera w jednym utworze) wokalistów. Jedynym został później. Zresztą Becker też tu jeszcze ustępuje kolegom – Elliotowi Randallowi czy Denny’emu Diasowi. Gra na basie. Jeśli już pozostawiliście za sobą mistrzów gitary, prog-rock, może nawet popisy Zappy, to prawdopodobnie – poza jazzem – Steely Dan okaże się jednym z niewielu zespołów, w którym sprawią wam przyjemność instrumentalne sola – gitarowe czy, jak na tej płycie, saksofonowe. Całość bezwzględnie spina za to aksamitna produkcja Gary’ego Katza – wzorzec metra w dziedzinie płyt, które się pod względem brzmieniowym nie starzeją.

Jasne, można mieć wątpliwości co do fortepianu w „Fire in the Hole”, ale i tam znajdziemy jakieś drugie dno w postaci wątków latynoskich. Jasne, strona A jest dużo lepsza od B, chociaż „Reelin’ in the Years” broni się znakomicie, a o formie „Turn That Heartbeat Over Again” można by było pewnie napisać książę. Jasne, okładka z galerią prostytutek, wielkimi ustami i jakimiś niewiadomej proweniencji glutami jest okropna (sam zespół to przyznał w którymś momencie). Ale włączcie sobie tę płytę i spróbujcie ją wyłączyć.

Pisałem już o Steely Dan na Polifonii w ubiegłym roku, a w międzyczasie zbierałem oryginalne wydania, mając na myśli mały cykl przed zbliżającą się premierą kolejnej solowej płyty Donalda Fagena „Sunken Condos” (będzie za dwa tygodnie). Ale nie mogę się powstrzymać, skoro już odkryłem tego Hoskynsa i się zawstydziłem, że muszę po nim ogłosić 40 lat tak wyjątkowej płyty.

STEELY DAN „Can’t Buy a Thrill”
ABC 1972
9/10
Trzeba posłuchać:
„Do It Again”, „Dirty Work”, „Brooklyn (Owes the Charmer Under Me)”.