Kto powiedział, że cukier szkodzi?

20 lat temu amerykańska scena alternatywna – po sukcesach grunge’u – złapała wiatr w żagle. Kolejne płyty gwiazd tej sceny, „Automatic for the People” R.E.M. czy „Dirty” Sonic Youth, odnosiły zaskakująco duże sukcesy. Trochę w ich cieniu album wydał numer jeden wśród grunge’owych inspiracji (przynajmniej jeśli chodzi o Nirvanę) – Bob Mould. Nie był to już jednak kolejny album jego legendarnej w latach 80. formacji Hüsker Dü, tylko płyta nowego tria Sugar. Prezentowali nieco lżejszy, przebojowy, a jednocześnie niepozbawiony charakteru repertuar i byli sensacją roku. Co z tego zostało po 20 latach? Sądząc po przyjęciu reedycji tamtej płyty – niewielki rozgłos i status kultowy. Trochę za mało jak na grupę z olbrzymim potencjałem, w której Mould zainspirował się młodzieżą, którą inspirowała się wcześniej jego nagraniami, i jak na płytę niemal idealną.

Dla mnie „Copper Blue” było na początku lat 90. płytą bardziej zaskakującą nawet niż wspomniane albumy R.E.M. i Sonic Youth. Może dlatego, że wcześniejszych nagrań Moulda wówczas nie znałem (nie miał szczęścia do prezentacji w Polskim Radiu, poza może jednym radiowym dziennikarzem, którego nazwisko przywołuję na blogu co jakiś czas), a ta płyta uderzyła mnie swoim równym poziomem – słucha się jej, nawet dziś, niczym zestawu „the best of”. Czego nie można powiedzieć o nieco cięższym w odbiorze minialbumie „Beaster” i drugiej dużej płycie „File Under: Easy Listening”. Choć ciekawe, nie miały już siły rażenia tej pierwszej płyty. I choć też ukazały się właśnie w postaci obszernych reedycji, mam mniejszą motywację, by ich słuchać. Poza tym w 1992 roku wszyscy na poziomie licealnym zasłuchiwali się w tych samych zespołach: Nirvany, Pearl Jam, R.E.M., Metalliki, Rage Against the Machine, Red Hot Chili Peppers… Sugar to był dość hipsterski wybór, pozwalał się wyróżniać. Nawet jeśli klipy zespołu nadawała (jeszcze wtedy muzyczna) MTV.

„Copper Blue” to 10 kompozycji pomiędzy power popem a grunge’em. Opartych na gitarowych riffach i wtopionych w nie wokalach – trochę po europejsku, ale nie zapominajmy, że oparcie Mould znalazł w angielskiej wytwórni Creation i jego płyty były paradoksalnie bardziej popularne w Wielkiej Brytanii niż w USA. Musiał być w nich więc jakiś aspekt, choćby brzmieniowy, tego, co robiło się na Wyspach.

Z równej stawki odstaje tu na minus jedynie utwór „Slick”, każdy z pozostałych mógłby iść na singla. Prawie każdy Mould mógłby też sprzedać któremuś z innych popularnych wówczas zespołów – od Nirvany i Pixies, po R.E.M, czy nawet L7. Najbardziej zaskakujące w tej historii jest więc to, że nie krytykowano lidera za „przesłodzenie” czy „uprzebojowienie”. Ba, Mouldowi udało się tą płytą zebrać sporo dobrych recenzji (album roku wg „NME”), ale przeciwnie – sukcesu komercyjnego nie odniósł, przynajmniej nie taki na miarę potencjału kompozycji. Dziś, gdy całość ukazała się w bardzo porządnej wersji deluxe, z mnóstwem dodatków (strony B singli, sesja dla BBC, koncert z Chicago z 1992 roku, wreszcie wideoklipy i wywiady), można spróbować kupić wydawnictwo i spróbować tę dość gorzką dla zespołu puentę zmienić.

SUGAR „Copper Blue” (Deluxe, 2CD+DVD)
Edsel 1992/2012
9/10
Trzeba posłuchać:
Całości zasadniczej płyty, z dodatkami pójdzie już naturalnie.