Ukazały się też: 55 kamieni milowych elektroniki

Tyle zebrał serwis Bleep.com na swojej elektronicznej kompilacji prezentującej długą historię gatunku, rozpoczynając od Oliviera Messiaena i Pierre’a Schaeffera, a kończąc na Actress i Jamesie Blake’u. To ciekawy nowy trend – Boomkat od jakiegoś czasu prezentuje takie zestawy plików mp3, które są przy okazji niezłym krytycznomuzycznym przelotem przez jakąś dziedzinę, ale Bleep poszedł dalej. Tworząc playlistę do sprzedania, w sumie nie idzie na aż tak znowu dużo kompromisów sprzedażowych i licencyjnych. Jest Aphex Twin, jest Brian Eno (wprawdzie w mało ważnym momencie kariery, ale jest), pojawia się Drexciya, ale i Jean Michel Jarre. Owszem, wystarczy rzucić okiem, żeby zauważyć brak Kraftwerk, ale zmyślni kompilatorzy wrzucili utwór Afrika Bambaataa z samplami od grupy z Dusseldorfu, a do tego jeszcze motywami z Yellow Magic Orchestra. Jest LFO, Basic Channel, Gas, Fennesz i Burial, trudno też dyskutować z wyborem Daphne Oram czy Mortona Subotnicka. Jest fragment świetnego soundtracku z „Zakazanej planety”, jest też zabawowy, ale brzmieniowo ważny Bruce Haack. Wszystko za 20 dolarów w plikach mp3 – to już blisko złotówki za plik.

To wszystko pokazuje, jak łatwo dostępna staje się mityczna stara elektronika. Jak szeroko wznawiane są dziś unikatowe pozycje z katalogu techno (przez lata w ogóle niedostępne w oryginałach), jak dużą część archiwów poznaliśmy. Dla mnie to dobra okazja na kolejny miniprzegląd nowości i reedycji z tego kręgu – tym bardziej, że część z nich nawiązuje, albo wręcz trafiła, gdzieś do zbioru przygotowanego przez Bleep. Przy okazji będzie to kolejne z serii wakacyjnych podsumowań. Ale nie ostatnia atrakcja specjalna w te wakacje.

KTL „V”
Editions Mego 2012
7/10
Trzeba posłuchać:
„Study A”, „Phill 2”.

Duża niespodzianka. Po duecie Petera Rehberga ze Stephenem O’Malleyem spodziewałem się projektu efemerycznego, więc już wydanie piątej płyty jest zaskoczeniem. Poza tym ich muzyka zmienia się i po odejściu od noise’u zmierzają w rejony dark ambient, a nawet – na najnowszej płycie – dość klasycznie brzmiącej eksperymentatorskiej elektroniki. „V” jest właściwie rodzajem pielgrzymki do miejsc szczególnych dla elektroniki. Mamy tutaj całą gamę studiów nagraniowych, a wśród nich dwie placówki legendarne – paryskie studio Ina GRM, w którym panowie nagrali komputerową kompozycję „Study A”, dość delikatną, ale bardzo konsekwentnie rozwijającą się im bliżej finału, oraz EMS w Sztokholmie z dwuczęściową kompozycją na syntezatory modularne. Część druga, „Phill 2”, robi dodatkowe wrażenie udziałem praskiej orkiestry symfonicznej (aranżacja partii orkiestrowych: Jóhann Jóhannsson), co robi z całości jeszcze bardziej czytelną podróż w przeszłość muzyki elektronicznej. W pewnym sensie w swoim zapatrzeniu w przeszłość obaj muzycy stają się na tej płycie w pewnym sensie zaskakująco (kolejna niespodzianka) zachowawczy. Dronowe tła robią wrażenie, partie orkiestrowe są po prostu ładne. Duch hałasu ustąpił miejsca duchowi skupienia. I muszę powiedzieć, że w całej dotychczasowej twórczości KTL ten moment podoba mi się najbardziej.

GEOFF BARROW / BEN SALISBURY „Drokk. Music Inspired by Mega-City One”
Invada 2012
6/10
Trzeba posłuchać:
„Exhale”, „Helmet Theme”, „Scope the Block”.

Nieco mniejsze wrażenie robi eksperyment lidera Portishead Geoffa Barrowa i brytyjskiego twórcy muzyki do filmów przyrodniczych Bena Salisbury’ego. Owszem, ich wyimaginowana ścieżka dźwiękowa do Mega-City One, czyli komiksowej ojczyzny Sędziego Dredda, jest niezwykle stylowa. W wielu momentach będzie się w sposób oczywisty kojarzyć z klasyczną muzyką Vangelisa do filmu „Blade Runner”. Ale ta gra z konwencją dobrze znanego filmu robi wrażenie przez kilka minut. Dobrze więc się tego słucha wybiórczo (na pewno lepiej brzmiałoby w filmie), ale w całości raczej nuży, sam za każdym razem odbieram kolejne kompozycje jako szkice, nuży też monotonia zastosowanych na tej płycie potężnych, przytłaczających barw. Do kanonu raczej nie wejdzie i urzeknie pewnie podobnie zakręconych na punkcie Sędziego Dredda i „AD 2000”, serii, którą dotąd kojarzyłem raczej z heavy metalem, który na pewno pojawiał się w otoczeniu brytyjskiego komiksu w latach 90.

ATOM TM „Winterreise”
Raster-Noton 2012
6/10
Trzeba posłuchać:
„Drei Schneewalzer”, „Winterreise”.

Nie mogę się też do końca przekonać do nowej serii Uwe Schmidta (vel Atom Hearta, vel Senora Coconuta itd.). Zamieszkały w Chile Niemiec bywał jeszcze w poprzedniej dekadzie wulkanem przeróżnych pomysłów, prekursorem elektronicznych mistyfikacji (Lisa Carbon), autorem genialnych latynoskich aranżacji Kraftwerk (Coconut), pionierem nurtu glitch (Atom) i mistrzem rytmicznych łamańców (duet Flanger), a teraz, z inspiracji romantyczną muzyką niemiecką (Schubert, Schumann), nagrał już drugi album z okolic klasycznego ambientu (Brian Eno wyskakuje tu jako wzór co kilka chwil, Schuberta i Schumanna trudno usłyszeć). O ile jednak „Liedgut” (2009) pozostawiła mnie całkowicie obojętnym, „Winterreise” przynajmniej czasami staje się choć w miarę czytelne w odniesieniach do romantyzmu i nieco bardziej mnie wciąga atmosfera tego albumu, z czterema dźwiękami refrenu wracającymi co rusz w kolejnych wersjach, z rozpadającymi się szczątkowymi rytmami, ze statycznym tłem malowanym jedną plamą syntezatora. Tylko o co chodziło dumnie pozującemu do zdjęć w romantycznych pozach Schmidtowi? Jest tajemnica, ale nie czuję, żeby odpowiedź była choćby na wyciągnięcie ręki, a to frustrujące.

DON PRESTON „Filters, Oscillators & Envelopes 1967-82”
Sub Rosa 2012
8/10
Trzeba posłuchać:
„Electronic Music” (1967)

To już znowu prawdziwe zaskoczenie. Nie znałem tych nagrań i nie wiedziałem, że jest facet, który łączy płyty „Uncle Meat” Zappy, „Trout Mask Replica” Beefhearta (choć tu grał tylko na fortepianie) i „Eskimo” The Residents. I jeszcze sporo innych. W ogóle byłem – jak się okazuje – słaby z Dona Prestona i nie miałem żądnej wiedzy na temat jego nagrań solowych, mimo że facet pojawiał się regularnie na moich ulubionych albumach Zappy, a jak się teraz okazuje – przyjaźnił się z Louisem i Bebe Barronami, a poza tym jako jedna z pierwszych osób (według legendy), które posługiwały się systemem modularnym Mooga. Fakt, że z Bobem Moogiem się zaprzyjaźnił, a potem usłyszał od konstruktora słynne słowa „To niemożliwe, tego nie można zrobić na Moogu!” po solówce w „Waka Jawaka”.
Zestaw niewydawanych dotąd kompozycji elektronicznych Prestona to znak, że Bleep do swojego zestawienia powinien czym prędzej wciągnąć nowość z Sub Rosy. Nie potwierdza on wprawdzie legendy, bo pierwsze nagranie elektroniczne Amerykanina – piekielnie oryginalnie zatytułowane „Electronic Music” – zostało zrealizowane przy użyciu syntezatora domowej roboty, Fendera Rhodesa, gongów, efektu Echoplex i tereminu. Dopiero te późniejsze – datowane na 1975 i 1982 (momenty, gdy Preston wracał z różnych przyczyn, a najwyraźniej po prostu dlatego, że miał na to ochotę, do muzyki elektronicznej) – nagrane zostały na dużych systemach. Owszem, są w nich fajne momenty, ale tutaj, jak w całej tej branży, rzecz idzie o uchwycenie raczej momentu zero niż czasów, gdy syntezator stał już w każdym domu zamiast pianina.
Przy okazji – rodzina Zappy podobno podpisała kontrakt dystrybucyjny z Universalem i wznowienia archiwum FZ jeszcze w tym roku, więc pewnie i „Uncle Meat” się pojawi.

DAPHNE ORAM „The Oram Tapes Volume One”
Young Americans 2011/2012
8/10
Trzeba posłuchać:
„Oxford”, „Oramics Demonstration”, „2001 Effects” (2 części), „Hamlet – Youth Theatre”.

Ten zestaw nagrań wielkiej postaci brytyjskiej elektroniki, współzałożycielki słynnego BBC Radiophonic Workshop, ukazał się już w ubiegłym roku, ale tylko jako bardzo drogi box winylowy. Teraz pojawił się na dwóch kompaktach i w znacznie bardziej przystępnej cenie, więc warto na niego zwrócić uwagę. Sama Oram to damski i brytyjski odpowiednik Eugeniusza Rudnika, czyli osoba kształtująca brytyjską elektronikę od strony zarówno kompozytorskiej, jak i technologicznej, wynalazczyni systemu oramics przekładającego na muzykę rysunki nanoszone na 35-milimetrową taśmę filmową. Czyli graficzny język programowania muzyki.
Jako kompozytorka Daphne Oram ma na koncie mnóstwo muzyki użytkowej (taki charakter miała bardzo duża część brytyjskiej elektroniki właśnie ze względu na charakter samego studia), wiele tu projektów porzuconych, przerwanych, szkiców, ale też mnóstwo bardzo ładnych i delikatnych (kobiecość w tym podejściu też słychać), wyrafinowanych pomysłów. Czasem autorka sama tłumaczy proces twórczy, poszczególne zabiegi dokonywane w magicznym studiu nagraniowym – trochę tak na świetnym albumie FC Judda „Electronics Without Tears” wydanej niedawno nakładem Public Information. Mamy więc kolejną cechę wyróżniającą Brytyjczyków. Nie wiem, czy autorzy tej kompilacji dokonali dobrego wyboru z kilometrów taśm pozostawionych przez zmarłą w 2003 roku Oram, ale z całą pewnością żadna poważna kolekcja elektronicznych archiwaliów nie ma większego sensu bez tych nagrań. Na Bleepie w każdy razie ją mają.