Czarna przyszłość, fajna przyszłość

Tylko emerytury nie będzie. Poza tym wszystko jest możliwe. Co udowadnia wytwórnia Sub Pop – wydawało się do niedawna, że publikuje już wszystko, z wyjątkiem czarnej muzyki. Teraz wzięli się i za tę ostatnią, zresztą z niezłym (zeszłoroczne Shabazz Palaces), albo wręcz bardzo dobrym skutkiem (o tym poniżej). Mamy więc piękną czarną perspektywę na nowy rok, i pierwsze kandydatki do zostania tegorocznymi Janelle Monae. Tak, tak, żeby był 100-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym – od razu dwie naraz.

Nazywają się THEESatisfaction. Udziwniona nazwa sugeruje udziwniony przekaz, który po bliższym kontakcie okazuje się istotnie szczególny – elementy SF, przywoływanie ekscentrycznej osobowości Sun Ra, afrykańskie partie bębnów w tle, do tego ostry feminizm w stylu Ursuli Rucker (tylko dwie dziewczyny – autorki, wokalistki, producentki – w składzie), trochę Eryki Badu do smaku, no i futurystyczne beaty kojarzące się momentami z Janelle Monae, a zatem wpisujące w najmłodszą generację hip-hopu/R&B z Ameryki. To ostatnie jest ważne – choć THEESatisfaction są bardzo blisko po hiphopowemu konstruowanych, zapętlonych podkładów, to jednocześnie myślą o utworach przez pryzmat płynących i świetnie rozpisanych na przestrzeń piosenki różnorodnych partii wokalnych. Nie wyobrażam sobie samych beatów, za w niektórych sytuacjach wyobrażam sobie całkiem interesujące wykonanie a cappella.
Krótkiej, 30-minutowej płyty „awE naturalE” słucha się lekko, ale za każdym razem wydaje się krótsza, bardziej wciągająca, porywająca. Wytwórnia Sub Pop nie straciła nosa – podpisała kontrakt ze Stas (Stasią) i Cat (Catherine) natychmiast, gdy tylko pojawiły się gościnnie u Shabazz Palaces. I trafiła w (czarny) punkt. jedna z lepszych płyt w tym roku – jak na razie. Przynajmniej do 16 kwietnia, gdy ukazuje się kapitalne Spiritualized…

THEESATISFACTION „awE naturalE”
Sub Pop 2012
8/10
Trzeba posłuchać:
„Deeper” („When you look at the surface / The World is flat / Flatter than your ass”), „God”, „awE”.

Esperanza Spalding, którą członkinie THEESatisfaction najwyraźniej lubią – bo linkują – czyli młoda gwiazda jazzu i popu, przywołuję Erykę Badu w sposób bardziej otwarty. W drodze z jazzu do soulu/popu Amerykanka przeszła już spory kawałek, więc „Radio Music Society” ma szansę zarówno na tytułowe radio, jak i na sugerowany w tytule oddźwięk społeczny. Kiedy mówiłem o niej na naradzie z kolegami, użyłem sformułowania „Wiecie, taka nowa Me’shell Ndegeocello”. „Nie definiuj nieznanego przez nieznane”. Fakt, mimo że choćby poprzez sferę zainteresowań, dużą otwartość i instrument (Me’Shell – bas elektryczny, Esperanza – kontrabas) są podobne, lepiej już używać nazwiska Badu. Nawet jeśli nie do końca obejmuje twórczość artystki, która w tym roku produkowała się w trakcie Oscarów, przypominając, że hasło „czarna przyszłość przed nami” ma dwa znaczenia.
„Radio Music Society” nie wywołuje u mnie większych reakcji – ani szczególnie negatywnych, ani wyjątkowo pozytywnych. Coś jak Oscary właśnie. Ale pozostaję z należnym szacunkiem i możecie kupić tę płytę znajomym praktycznie bez ryzyka, że im się nie spodoba.

ESPERANZA SPALDING „Radio Music Society”
Heads Up 2012
6/10
Trzeba posłuchać:
warto choćby obejrzeć poniższy klip – ideologicznie tłumaczy on, dlaczego THHSatisfaction trzymają się blisko, a w sumie to i parę muzycznych momentów ma…

Erykah Badu, już ta z krwi i kości, prawdziwa i pod nazwiskiem, pojawia się za to u Damona Albarna. Jak zwykle świat kręci się wokół Albarna. Już w maju premiera opery „Dr. Dee”, potem produkowanej przez niego płyty Bobby’ego Womacka. Teraz wydał płytę z Tonym Allenem, Fleą (RHChP), a także rzeczoną Badu oraz jeszcze zespołem trębaczy The Hypnotic Brass Ensemble. A i to jeszcze nie wszyscy goście, którzy uczestniczą w przedsięwzięciu Rocket Juice & The Moon. Albarn wrzucił tu mydło i powidło, robiąc z projektu niemal kompilację, bo spokojnie mógłby tymi kawałkami obdzielić kolejne płyty Blur (bardzo udana piosenka „Poison”), The Good, The Bad & The Queen („Hey Shooter”, tylko Erykę zmienić na kogoś innego), a gdyby dobrze poszukać, to może nawet i Gorillaz. Afro beat jest fajny, Allen pięknie bębni, na pewno dodając spójności przedsięwzięciu ze swojej strony, no a Albarn jest tytanem pracy. I mogę napisać wszystko: że ta płyta jest sympatyczna, urokliwa, że ma bardzo fajne fragmenty, że znów otwiera szeroką grupę słuchaczy na muzykę z Afryki, ale brak mi wartości dodanej powstałej ze wspólnej pracy tak wielkich osobowości. Trzeba więc mieć świadomość, że jest też w pewnym sensie zupełnie niepotrzebna.

ROCKET JUICE & THE MOON „Rocket Juice & The Moon”
Honest Jon’s 2012
6-7/10
Trzeba posłuchać:
„Poison”, „1-2-3-4-5-6”, „Follow-Fashion” (jeśli szukać na płycie Rocket odkryć, to jest nim raper M.anifest z Ghany).

Czyli jeśli nawet emerytury nie będzie, to przynajmniej zostanie nam trochę przyzwoitej czarnej muzyki.