Kolejny dowód na to, że nie ma jutra

Łatwo się o tym pisze na chwilę zanim dziś się skończy i przejdzie w jutro. A sama płyta na dziś to kolejny dowód na to – choć może brzmieć nieco dziwnie – że już prawie całe dziś wypełnia nam wczoraj. „W teraźniejszości zawsze składamy się ze wspomnień” – te słowa nieżyjącej Trish Keenan z Broadcast widnieją na okładce. Wśród wielu innych cytatów i tekstów, włącznie z impresją na temat fikcyjnego Belbury pióra niejakiego Roba Younga. Ze zdjęciami, które uzupełniają klimat mistyfikacji (przy okazji – parę słów w temacie ode mnie tutaj), chociaż oczywiście wszystko wiadomo. I to, że szkoły The Belbury Poly nigdy nie było, i fakt, że za tym zupełnie współczesnym muzycznym projektem stoi Jim Jupp z wytwórni Ghost Box.

Bardzo dużo jest tu wycieczek w lata 70., na pewno więcej niż dotąd w muzyce Belbury Poly. Jupp wyciąga to, co najlepsze, a zarazem najbardziej naiwne, melodyjne z angielskiego prog-rocka tamtej dekady. Sporo – jak zwykle w nagraniach z Ghost Box – usłyszymy efektów dźwiękowych przypominających Radiophonic Workshop. Te efekty Jupp reprodukuje genialnie, wkomponowując we współczesne produkcje, także w warstwie wokalnej używa modnych patentów sprzed lat – choćby wokodera. Mamy też u niego ślady kapel z lat 80., a także elektroniki w stylu Tangerine Dream (ale i Spectrum Spools) i okolic, szczególnie w „Summer Round”. Wszystko jest nie zlepkiem sampli, tylko raczej precyzyjnym odtworzeniem kosmicznej muzyki, jaka mogłaby powstać w latach 60. Niezupełnie stylizacją w rodzaju Broadcast czy Stereolab, bo pełna prostoty i świeżości muzyka Juppa brzmi tak, jak gdyby był starszy i to owe dwa zespoły nim się inspirowały. „The Belbury Tales” to jak na razie jedna z najciekawszych płyt, jakie się ukazały w tym roku.

A co do tej obsesji na punkcie przeszłości – która na tym blogu wraca coraz bardziej obsesyjnie – to słuchałem dziś Belbury Poly świeżo po spędzeniu paru zupełnie przedpremierowych chwil z dokumentem „Vinylmania”, który będzie pokazywany na tegorocznym Planete Doc Review (i będzie oficjalnym filmem Record Store Day 2012 – już 21 kwietnia!). I trzeba powiedzieć, że jest to kolejny film, w którym widać tę samą nostalgię (co oczywiste), ale też który nam wspaniale opowiada o gromadzeniu winyli jako sposobie dokumentowania własnego życia. Więcej mamy we włoskim filmie tak zwanych zwyczajnych ludzi niż gwiazd. Tym bardziej muszę więc potwierdzić słowa, które wypowiedziała Keenan.

W każdym razie – jutra może i nie ma, ale Belbury Poly ma przed sobą świetlaną przyszłość.

THE BELBURY POLY „The Belbury Tales”
Ghost Box 2012
8/10
Trzeba posłuchać:
„Cantalus”, „Chapel Perilous”.

Belbury Poly – The Belbury Tales by Ghost Box