Retrowtorek: Znalezione nie kradzione*

Świetny serwis Rocksbackpages w swojej bezpłatnej części udostępnia parę historycznych materiałów na temat R.E.M. Po pierwsze bardzo wczesny (1983) wywiad z pisma „Alternative America”, w którym Michael Stipe – znany z mamrotania tekstów piosenek – przekonuje, że mamrotanie jest najlepsze, bo lepiej nie wiedzieć do końca, co DOKŁADNIE śpiewa ulubiony artysta. Poza tym utrzymuje, że pojawienie się wkładek z tekstami w płytach było posunięciem złym, a przynajmniej nieprzemyślanym:

Frankly, I think lyric sheets are ridiculous. Some horrible thing happened when the Beatles put out their white album. I think that was the first record to ever have a lyric sheet. To take something like lyrics and remove them from a song is like taking someone’s liver out of their body, putting it on a table, and asking it to work. You take it out of context and it really doesn’t make any sense. To contradict that, we’re probably going to have a lyric sheet to the album. But it could very easily be in braille.

W wywiadzie dla „Pulse!” (1992) Peter Buck bardzo trafnie zestawia R.E.M. z grupą U2:

I think U2 tend to go for it more than we do. I had the feeling when I bought the first U2 record that they understood where they wanted to go a lot better than we did. They wanted to be the biggest band in the world. For us, fame and being on the world platform is a not really necessary by-product of what we want to do – making records and playing when we want to play.

Do tego mamy jeszcze materiał Jona Savage’a z dla „Observera” z roku 1989, w którym słynny dziennikarz (tu trochę poniżej swojej średniej moim zdaniem) przedstawia R.E.M. brytyjskiej publiczności. Płyta „Green” sprzedała się właśnie w milionie egzemplarzy, zespół koncertuje po Stanach, to jeden z pierwszych tak wielkich sukcesów amerykańskiej alternatywy, choć zarazem jeden z pierwszych transferów do majorsów.

Ale nie R.E.M. są głównymi bohaterami retrowtorku. Wrócę do tematu z sierpnia, kiedy sygnalizowałem wpływ ulicznych wydarzeń w Londynie na rynek wytwórni niezależnych. Jednymi z bardziej poszkodowanych były pozostające w dystrybucji PIAS firmy Twisted Nerve, Bird i Finders Keepers, czyli fonograficzny krąg działań Andy’ego Votela, w którym szczególnie intensywnie działa ostatnio ta ostatnia firma. W czasie wakacyjnego cyklu w radiowej Dwójce sięgaliśmy do dyskografii FK, pełnej zachwycających odkryć, które – już wcześniej trudno dostępne – od sierpnia mają dodatkowe problemy z dotarciem do słuchaczy.

Liczni przyjaciele i stronnicy Votela postanowili pomóc. Cała grupa artystów podjęła się stworzenia cyklu budżetowych (po 5 funtów, tanie kopertowe wydanie) kompilacji prezentujących dorobek wytwórni. Na początek poszli kompilatorzy z gatunku idealnych: Jarvis Cocker i Demdike Stare. Pierwszy – jako zapalony kolekcjoner płyt z przeróżnych gatunków – jest idealnym odbiorcą oferty Finders Keepers i jego zestaw to niemalże „the best of” firmy. Są tu dwa francuskie hity oficyny, czyli Jean Claude Vannier, kosmiczne R&B Jacky’ego Chalarda i japońska egzotyka przedziwnego projektu Yamasuki (też z Francji). Jest Gong z rewelacyjną wariacją na temat Beatlesowskiej psychodelii zaatakowanej już przez wirus The Velvet Underground w utworze „Rational Anthem”. Jest prog rock hiszpańskiego Fusioon. Wszystko ni to serio, ni to dla żartu, w większości z tanecznym pulsem i żywiołowe.

Demdike Stare wybiera też dość przewidywalnie, choć już bardziej z poboczy FK. Przy okazji przygotowują własne remiksy kilku nagrań, przekształcając je mocno na modłę swojego stylu. Otwierający płytę „Toadstrip” to utwór ze ścieżki dźwiękowej kultowego motocyklowego filmu „Stone” w ich mocnej przeróbce. Długiego jazzrockowego utworu Vangelisa („The Dragon”) przerabiać nie trzeba, żeby pasował do wiedźmowych opowieści duetu z Manchesteru. A z nagrania Horrific Child z otoczonej kultem (to słowo klucz, którego w wypadku Finders Keepers nie sposób ominąć) płyty „L’etrange Mr. Whinster” DS zrobili bezwzględną satanistyczną orgię. Nie darowali sobie oczywiście Acanthusa – innego muzycznego horroru z katalogu FK. I właściwie tylko w jednym momencie dublują się pod względem klimatu i wykonawcy z Cockerem – o dziwo, przy kawałku Fusioon. Następni w kolejce są m.in. David Holmes i Gruff Rhys. Cała seria obejmie 10 części i można sobie na nie wykupić subskrypcję.

Puentą takiego odcinka może być tylko i wyłącznie podanie adresu strony, na której można zamówić (za 45 euro) prenumeratę całości oraz listy wydawnictw Finders Keepers. Funkcję reklamową spełniają bowiem oba te albumy fenomenalnie.

JARVIS COCKER Supports FINDERS KEEPERS „Make Do & Mend 01”
Finders Keepers 2011
7/10
Trzeba posłuchać:
Jean Claude Vannier, Yamasuki, Jacky Chalard – jazda obowiązkowa FK.
.
.
.

DEMDIKE STARE Supports FINDERS KEEPERS „Make Do & Mend 02”
Finders Keepers 2011
8/10
Trzeba posłuchać:
utworów Vangelisa i remiksów Demdike Stare (Horrific Child!!!).

JEAN-CLAUDE VANNIER – AU DESESPOIR DES SINGES by Finders Keepers Records

* ang. finders keepers.