Zamykają Internet

To symptomatyczne, że prawie jednocześnie zamknięto dwie strony internetowe.
Po pierwsze, Antykomor.pl, głupio dowcipną witrynę naigraywającą się z prezydenta RP, który w sumie bywa chwilami zabawny (nie piszę „głupio zabawny” tylko dlatego, że nie lubię, jak mnie o szóstej rano budzi ktoś inny niż moje dzieci). ABW przeprowadziła z tej okazji nawet specjalną popisową akcję, po której autor Antykomora może już śmiało ze sztandarem i hasłami o nieskładaniu broni wychodzić na czoło ruchu obywatelskiego, a przed pałacem prezydenckim zamontują mu złote krzesełko, kiedy już zrealizowane zostaną wszystkie postulaty protestujących i powstanie tam kryształowa świątynia żałoby narodowej lub coś podobnego – bo już się pogubiłem, co to miało być.
Po drugie, witrynę staszewski.art.pl, której autor został postraszony sądem, gdy nie chciał udostępnić strony synowej Kazika w celu promowania działalności trzeciego pokolenia bardów Staszewskich, czyli syna Janka. A wcześniej – dodajmy – prowadził ją całe lata z własnej, nieprzymuszonej i niefinansowanej przez artystę woli.
Dla właścicieli tych stron mam bardzo dobre rozwiązanie – i w dodatku nie chcę za nie ani złotówki. Staszewski.art.pl proponuję zamienić w stronę, na której będzie można obrzucać Kazika Staszewskiego fekaliami albo młotkami (z grubsza to proponował Antykomor). A Antykomora proponuję zamienić w stronę fanowską informującą możliwie jak najbardziej szczegółowo o poczynaniach prezydenta – i tak wszyscy wezmą to za dowcip. Nie zainterweniuje wtedy ani ABW, ani prawnicy, autorzy będą się mogli wyżyć każdy w ulubionej dziedzinie, a absurd sytuacji nie zostanie zakłócony.

Co ma to wszystko wspólnego z Polifonią? To jest clou dzisiejszego wpisu: nic, zupełnie nic. Promując postawy ucieczkowe, polecę dziś bowiem płytę amerykańskiego duetu Mountains, o którą od dawna mnie tu pytają – tymczasem trafiła do mnie dopiero przed tygodniem. Za to z całym zestawem innych premier z Thrill Jockeya, wśród których – uwaga – szykują się rzeczy znakomite. Polecam Waszej uwadze choćby nowego Alexandra Tuckera i spacerockową grupę White Hills (o nich kiedy indziej). Premiera Mountains u nas 20 czerwca, ale na Zachodzie już ta płyta jest.

„Air Museum” to album zdecydowanie bardziej elektroniczny niż płyta „Chorals” (którą opisywałem tutaj, wykorzystując zresztą równie bezczelnie efekt sensacji wzbudzany przez inne newsy) sprzed dwóch lat. To może oznaczać zawód dla tych, którzy spodziewają się muzyki ambient nagrywanej w oparciu o naturalne i rozpoznawalne jeszcze brzmienia instrumentów, np. gitary – tak, jak to miało miejsce poprzednio. „Air Museum” jest chwilami – czym wpisuje się zresztą w szeroko rozumiany trend – demonstracyjnie wręcz syntetyczna. Co prawda świetne zakończenie „Live At the Triple Door” z powodzeniem mogłoby się znaleźć na „Chorals” (spodoba się też fanom Tima Heckera), to jednak centralny „Sequel” i praktycznie cała pierwsza strona płyty wypływają z dośc wyraźnej fascynacji szkołą berlińską i w ogóle minimalizmem analogowej muzyki elektronicznej końca lat 70. (to z kolei dla fanów linii Emeralds, OPN itd.). Notabene wszystko potwierdzają daty powstawania utworów – „Live At…” i jeszcze jeden fragment, „Blue Lanterns On East Oxford”, nagrywane były wcześniej). Nie bardzo rozumiem pojawiające się tu i ówdzie odgłosy zawodu związane z tą płytą. Jeśli komuś mało, to polecam na moim blogu numer dwa notkę o Motion Sickness Of Time Travel. A jeśli ktoś zasnął, to pewnie ze względu na silnie hipnotyczne działanie niektórych fragmentów nowej płyty. Ja potrafię się przy niej wyłączyć o dowolnej porze dnia i nocy – i uważam to za zaletę. Ostatnim odgłosem, który słyszę w tle, jest huk zamykanego Internetu.

MOUNTAINS „Air Museum”
Thrill Jockey 2011
8/10
Trzeba posłuchać:
„Sequel”

Mountains – Air Museum (album preview) by experimedia