Dzidzi tydzień (cz. 2)

Putumayo Kids, czyli nieuchronność. Pamiętam jak w pradawnych czasach pierwszej „Machiny” Janek Soroko z Multikulti chwalił mi się, że przejął polską dystrybucję płyt tej niewielkiej firmy specjalizującej się w etnicznych składankach dziecięcych, a ja przyjąłem to chłodno, przechodząc od razu do pytania o kolejne premiery z Tzadika. Nie miałem pojęcia, jaką furorę na świecie robi właśnie nowojorska firemka, której szef, wcześniej zaangażowany w rynek odzieżowy, postanowił układać płyty z piosenkami dla dzieci z dostępnych już utworów muzyki świata, takich zwykłych (w większości), przeznaczonych dla dorosłych. Wszystko to – wraz z ładną oprawą graficzną i bogatymi opisami w książeczkach, do dziś odróżnia serię od innych.

Siedem lat później byłem już posiadaczem jakichś 10 płyt z katalogu Putumayo Kids. A właściwie moje pierwsze dziecko było. A dopóki nie odkryło dobrodziejstw seriali dla dzieci, wybierało sobie płytę dnia, chwilami potwierdzając moje oceny, a chwilami kompletnie im zaprzeczając, gdy np. fascynowało się najgorszym w mojej opinii odcinkiem poświęconym „Ulicy Sezamkowej”. No ale większość katalogu Putumayo Kids to mocne trafienia, a w kilku wypadkach jednak aż do dziś z przyjemnością słucham z dzieckiem poszczególnych płyt kolekcji. Są to płyty, które zdarły się w domu bardziej (takie okoliczności) od albumów roku w poszczególnych latach. Spróbuję dziś zaoszczędzić trochę czasu kolejnym rodzicom i wytypuję trzy żelazne pozycje z serii.

1. Putumayo Kids Presents „Animal Playground” (Putumayo 2007)
Podseria „Playground” to – jak sama nazwa wskazuje – muzyka do zabawy. A zatem – pogodna, rytmicznie żwawa, poza tym, że oczywiście, jak cała seria, budowana na „żywych” brzmieniach bez odrobiny sztuczności czy mizdrzenia się. Jak w tytule – mamy tu zestaw standardów muzyki rozrywkowej poświęconych zwierzętom, włącznie z nieśmiertelnym wyliczankowym „Nella Vecchia Fattoria”, które sam znam z wykonania Piccolo Coro dell’Antoniano (tutaj Quartetto Cetra). Niepodważalne hity kompilacji to „Cantiga do Sapo” Brazylijczyka Ze Renato oraz końcowa „Mbube” chóru Ladysmith Black Mambazo.

2. Putumayo Kids Presents „African Dreamland” (Putumayo 2008)
Stosunkowo świeża pozycja w katalogu Putumayo. Koniecznie trzeba posłuchać otwierającej całość pieśni Ladysmith Black Mambazo „Nonathemba”, która całkowicie i ostatecznie przekona wszystkich tych, którzy uważają, że dzieciom należy śpiewać kontratenorem, żeby się poczuły miło. Niskie głosy są ok! Poza tym z gwiazd Afryki mamy tu Toumaniego Diabate, choć i wśród reszty znajdzie się sporo piosenek wartych uwagi. Kołysankowy hit w moim domu.

3. Putumayo Kids Presents „Sing Along with Putumayo” (Putumayo 2004)
Jedna ze starszych płyt serii dziecięcej, złożona przede wszystkim z nagrań bluesowych i folkowych. Szczególnie miłośnikom tych pierwszych może przypaść do gustu – znajdą tu nagrania Taj Mahala i Keb’ Mo’. Jeśli chodzi o stronę folkową, wyróżnia się „Man Gave Names To All the Animals” Tima O’Briena (do tego choćby Arlo Guthrie). Kto powiedział, że dzieciakom zaszkodzi naprawdę dobry tekst piosenki?

Jak widać z opóźnień na Polifonii, ten „dzidzi tydzień” do najłatwiejszych nie należy, ale nie będzie też trwał wiecznie. Poza tym trzy płyty zrekompensują komuś – mam nadzieję – brak wpisów przez dwa kolejne dni.