5297 km później

Pora przeprosić. System aktualnego wrzucania notek działał tylko chwilę, bo byłem przekonany, że skoro wyjeżdżam na Zachód, będę miał lepszy, a nie gorszy dostęp do internetu. Okazało się, że przynajmniej w niektórych obszarach tak zwanego Zachodu wciąż mają ciekawsze rzeczy do robienia niż internet. Stąd plany dalszego manualnego już uaktualniania spaliły na panewce. Przy okazji pobiłem swój rekord braku kontaktu z internetem.

Teraz pora odpocząć po urlopie. Zanim odpakuję wszystkie płyty, które przyszły w czasie mojej nieobecności, odreagowuję pięć tysięcy przejechanych kilometrów przy jednej z milszych płyt ostatnich miesięcy, którą nagrała brytyjska wokalistka i gitarzystka Jane Weaver. Rzecz nosi tytuł „The Fallen By Watch Bird” i jest czymś z okolic Charalambides, Fursaxy, Josephine Foster i jakichś wczesnych tworów rocka kosmicznego. Momentami nawet późne The Legendary Pink Dots. Bo to folk mocno faszerowany psychodelią. Muzyka oddychająca akustyczną przestrzenią, prowadzona eterycznymi wokalami, ale przy okazji orzeźwiająco nafaszerowana bąbelkami syntezatorów. Jutro w całej Polsce zmieni się pogoda – nawet miałem okazję ją minąć po drodze. Wyjątkowo podła, więc proszę sobie posłuchać Jane Weaver już dziś. Obejdzie się bez głębszej analizy muzycznej, ale proszę mi wierzyć – ta płyta jeszcze wróci przy okazji podsumowań na koniec roku.

JANE WEAVER „The Fallen By Watch Bird”
Finders Keepers 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
otwierającej album minisuity, a szczególnie części „The Fallen By Watch Bird”, „Turning In Circles”, „Noctilumina”