Nieszczęśliwe tabletki (i szczęśliwy pasażer)

Ktoś retroseksualny to przeciwieństwo metroseksualnego. Nie zna wszystkich najnowszych kawiarni, nie interesuje się modą i nie pamięta, jak ma na imię jego fryzjer. Co ma to wspólnego z zapatrzoną w amerykańskie wzorce pogodną, melodyjną, piosenkową muzyką rockową? Mam wrażenie, że grupa Happy Pills w ten sposób z dystansem definiuje się po latach. Dekadę temu, gdy zbierali świetne noty od krytyków, publiczność mało przejmowała się piosenkami w stylu Pixies. Zaczynały się metroseksualne czasy miejskiej mody, elektronicznych i hiphopowych rytmów. Szczęśliwe Tabletki nie miały szczęścia – nie trafiły w swój czas i nawet samolot wiozący grupę na podbój Ameryki zawrócił, bo niefartownie był akurat 11 września 2001*. Dziś koniunktura na ich brzmienie się pojawiła, ale są już gwiazdą nienową, a młoda rockowa publiczność woli komentować albumy debiutantów. Happy Pills po zatrudnieniu znakomitej wokalistki Natalii Fiedorczuk są więc równie dobrzy jak kiedyś, ale zarazem równie nieszczęśliwi.

HAPPY PILLS „Retrosexual”
Pomaton/EMI 2010
7/10
Trzeba posłuchać: „The Wheel”, „Beautiful Boys” (jeśli zignorujemy podobieństwo riffu do stylu The Cure), „Retrosexual”

*O tym, jak latać w sytuacjach kryzysowych, żeby dolecieć na miejsce, opowiadał na wczorajszym czarującym koncercie w Powiększeniu Sam Amidon – aż zazdroszczę Krakowowi i Poznaniowi, że dopiero to zobaczą, a ja już mam za sobą… W komentarzach pod moim wpisem o Samie Amidonie można znaleźć link do galerii zdjęciowej w PopUp i parę ciekawych spostrzeżeń dotyczących koncertu. No i parę słów o płycie, którą przesłuchać warto.